Dlaczego w Belgii statystycznie umiera z powodu koronawirusa więcej ludzi niż w mocniej uderzonych przez pandemię USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech czy Hiszpanii? Belgowie tłumaczą to sposobem tworzenia statystyk.
Licząca około 11,5 mln mieszkańców Belgia pod względem liczby wykrytych infekcji koronawirusem SARS-CoV-2 znajduje się obecnie na 13. miejscu na świecie. W tym rankingu wyżej są tylko o wiele ludniejsze państwa, takie jak USA, Hiszpania, Włochy, Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Rosja, Brazylia, Kanada czy Turcja.
Liczba odnotowanych w Belgii zakażeń przekroczyła już 50 tys. Również potwierdzonych zgonów z powodu infekcji koronawirusem jest w tym kraju bardzo dużo – ponad 8 tys. W tej kategorii Belgowie zajmują już 6. miejsce na świecie po USA, Włochach, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii oraz Francji.
To wszystko sprawia, że w stosunkowo małej Belgii przypadają aż 692 zgony na COVID-19 na 1 mln mieszkańców. Ten wskaźnik wyższy jest jedynie w w malutkim San Marino – 1208 zgonów na 1 mln mieszkańców, ale oznacza to zaledwie 41 faktycznych, a nie statystycznych zgonów, bo to będące enklawą Włoch państewko ma zaledwie nieco ponad 33 tys. mieszkańców.
Dla porównania w Hiszpanii przypadają obecnie 544 zgony na 1 mln mieszkańców, we Włoszech – 481, W Wielkiej Brytanii – 423, we Francji – 386, w Holandii – 297, w USA – 211, a w Polsce jedynie 18.
Trump wskazuje na Belgię
Właśnie takiego porównania (choć akurat Polski nie wymienił) użył amerykański prezydent Donald Trump, aby w ubiegłym tygodniu wykazać, że sytuacja epidemiczna w Stanach Zjednoczonych jest lepsza niż w krajach europejskich. Obrazujący sytuację w Belgii słupek na wykresie, który prezentował Trump, był wyraźnie najdłuższy (wykres był poziomy).
To, dlaczego w Belgii umiera z powodu pandemii tak dużo osób w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, od dawna budzi ciekawość. Ale, jak tłumaczą sami Belgowie, nie wynika to z tego, że SARS-CoV-2 jest szczególnie groźnym wirusem akurat w ich kraju, ale z przyjęcia najszerszych na świecie kryteriów klasyfikacji zgonów jako powiązanych z infekcją SARS-CoV-2.
Belgowie bowiem zliczają nie tylko osoby, które zmarły w szpitalu w wyniku problemów oddechowych po laboratoryjnym potwierdzeniu zakażenia nowym typem koronawirusa, ale dodają także osoby, które zmarły w domu opieki lub w domu prywatny.
W przypadku śmierci pensjonariuszy domów opieki (zwykle osób w bardzo podeszłym wieku) zaliczają nawet tzw. podejrzenia choroby COVID-19, a więc przypadki, w których chora osoba miała objawy infekcji SARS-CoV-2, ale nie potwierdzono tego zakażenia żadnym testem.
„Dlatego uważamy używanie belgijskich statystyk do wykazywania lepszego działania służby zdrowia w innym kraju za nieuprawnione. To porównanie oparte na fałszywych przesłankach i nadużywanie statystyki” – odpowiadał na prezentację Trumpa wirusolog i główny doradca belgijskiego rządu federalnego ds. pandemii prof. Steven van Gucht.
I dodawał, że „nie można mieszać kwestii zdrowia publicznego z politycznymi motywacjami”. „Nie można uzasadniać skuteczności własnych działań, twierdząc, że gdzie indziej są one gorsze, podczas gdy różnica wynika z metodologii zbierania danych” – przekonywał prof. van Gucht.
Dużo zgonów w belgijskich domach opieki
Belgijski wirusolog poinformował też, że ponad połowa (53 proc.) zgonów z powodu infekcji koronawirusem w Belgii miała miejsce w domach opieki. A tymczasem Francja i Wielka Brytania przez pierwsze tygodnie pandemii takich zgonów (nawet jeśli choremu zrobiono test i dał on pozytywny wynik) nie zaliczały do oficjalnych statystyk. Metodologię zbierania danych jednak w tych krajach po pewnym czasie zmieniono.
Ale przeważająca część krajów zlicza tylko zgony, do których doszło w placówkach medycznych, argumentując, że tylko wówczas można z całą pewnością stwierdzić przyczynę zgonu. Dlatego np. centralne władze Hiszpanii nie poszły śladem regionalnych władz Katalonii, które w połowie kwietnia postanowiły liczyć wszystkie zgony – także te z domów opieki czy domów prywatnych. Władze w Madrycie pozostały przy liczeniu zgonów w szpitalach.
Czasem zdarza się nawet, że zgon zainfekowanej osoby, jaki miał miejsce w szpitalu, nie jest traktowany jako spowodowany koronawirusem. Tak było, gdy 20 marca w szpitalu w Łańcucie zmarła 27-letnia Polka, u której wystąpiły komplikacje poporodowe. Choć stwierdzono u niej koronawirusowe zapalenie płuc i niewydolność oddechową, to jednak za główną przyczynę zgonu uznano sepsę wywołaną trudnym porodem w wyniku cesarskiego cięcia i nie zaliczono tego zgonu do oficjalnych statystyk związanych z COVID-19.
Belgowie z najszerszą metodologią w UE
Ale Belgowie poszli o krok dalej w poszerzaniu swojej metodologii. Do stwierdzenia przyczyny zgonu nie stosują jako decydującego czynniki potwierdzonej laboratoryjnie infekcji SARS-CoV-2, ale biorą pod uwagę także objawy jakie miał chory czy wyniki badań rentgenowskich płuc czy tomografii komputerowej. Zaledwie 16 proc. zgonów w domach opieki uznanych w Belgii za związane z koronawirusem. Zatem ok. 3,5 tys. zgonów uznanych za spowodowane przez zakażenie SARS-CoV-2 dotyczy osób, którym nie zrobiono testu.
„Stosowaliśmy domniemanie. Jeśli w danym domu opieki potwierdzono już obecność koronawirusa, to zgony innych pensjonariuszy, jeśli były związane z poważną niewydolnością oddechową w wyniku ostrego zapalenia płuc, także uznawaliśmy za zgony na COVID-19” – tłumaczył prof. van Gucht. I przekonywał, że jego zdaniem i tak liczba zgonów z powodu pandemii, nie tylko w Belgii, jest mocno niedoszacowana.
Premier rządu federalnego Sophie Wilmès stwierdziła, że służby medyczne mogą w jej kraju mogą przesadzać z raportowaniem zgonów i przez to zawyżać statystyki poprzez błędne doliczanie zgonów z de facto innego powodu. Ale ostatecznie nie nakazała resortowi zdrowia zmiany podejścia.
Dużo domów opieki w Belgii
Być może na wysoką śmiertelność w Belgii wpływ ma także pewne zjawisko społeczne – jeden z najwyższych (wg OECD) w Europie odsetków osób spędzających ostatnie lata życia nie w domu z rodziną, ale w domu opieki. W domu opieki przebywa aż 71 na 1 tys. Belgów powyżej 65. roku życia. Wyższy odsetek jest tylko w dwóch innych krajach Beneluksu – Holandii (75 osób na 1 tys.) oraz w Luksemburgu (82 osoby na 1 tys.). W Polsce, dla porównania, to tylko 12 osób na 1 tys.
Tymczasem to właśnie w domach opieki, gdzie na niedużej przestrzeni żyje obok siebie dużo osób w podeszłym wieku i często z wieloma tzw. chorobami współistniejącymi to często miejsca, w których koronawirus rozprzestrzenia się szybko i często doprowadza do zgonów wśród pensjonariuszy. Taką prawidłowość zauważono w wielu krajach Europy oraz w Kanadzie i USA.