Rada miasta w Genewie podjęła decyzję, aby od początku 2025 r. zakazać umieszczania w przestrzeni publicznej komercyjnych reklam. Wniosek poparli głównie radni lewicy. Prawicowa opozycja nazwała nowe przepisy „cenzurą” i alarmuje, że miejski budżet poniesie straty.
O wprowadzenie w Genewie zakazu umieszczania billboardów, citylightów czy plakatów reklamowych od czterech lat zabiegała inicjatywa obywatelska Zero Pub. Jeden z jej szefów Emmanuel Deonna przekonywał, że reklamy „nie tylko zniekształcają miejską przestrzeń, ale także sprzedaje się za ich pomocą marzenia, które są nieosiągalne dla wielu osób”.
Działaczom inicjatywy Zero Pub udało się w końcu przekonać odpowiednią liczbę radnych – głównie z ugrupowań i ruchów lewicowych – aby wprowadzić w mieście zakaz reklam komercyjnych.
Znikną one z ulic i budynków Genewy do końca 2024 r., a od początku 2025 r. dozwolone będą jedynie plakaty zapowiadające wydarzenia kulturalne lub będące częścią kampanii społecznych. W okresie kampanii wyborczych, będą dozwolone reklamy polityczne.
Opozycja straszy dziurą w budżecie
Konserwatywno-liberalna opozycja w genewskiej radzie miejskiej ostro krytykuje nowe przepisy. Jeden z radnych – Michele Roullet – nazwał je nawet „cenzurą w sowieckim stylu”. „To będzie kosztowne dla budżetu miasta. Stracimy prawie 4,5 mln franków przychodu rocznie” – stwierdził.
I wskazał, że deficyt budżetowy w miejskiej kasie wyniesie w przyszłym roku 40,8 mln franków, co wymusić ma nawet 7 mln oszczędności rocznie przynajmniej do 2028 r. „Nie możemy w tak trudnej chwili rezygnować z dochodów z reklam w przestrzeni miejskiej” – dodał Roullet.
Ale wielu mieszkańców Genewy chwali nowe przepisy. W ostatnich latach liczba billboardów w przestrzeni miejskiej bowiem wzrosła, a dziś jest ich już ponad 3 tys. To zresztą problem wielu europejskich miast, które zaczynają myśleć o takich właśnie zakazach.
Reklam zakazały już miasta we Francji, Indiach czy Brazylii
Pierwsze zrobiło to Grenoble południowo-zachodniej Francji, które billboardy zlikwidowało w 2014 r. (choć ostatnie reklamy zniknęły dopiero w 2019 r.), a w ich miejsce posadzono drzewa. Na podobny krok zdecydowały się jeszcze wcześniej miasta pozaeuropejskiej – indyjskie Chennai czy brazylijskie São Paulo.
Przykład z Brazylii pokazuje, że dramatyczne przepowiednie o wielkich budżetowych stratach mogą się w Szwajcarii nie ziścić. Gdy liczące ponad 12 mln mieszkańców São Paulo wprowadzało swój zakaz w 2006 r., wieszczono, że budżet miasta straci na tym rocznie nawet 133 mln dolarów.
Ostatecznie jednak okazało się, że straty wcale nie były tak duże, bo po pierwsze wartość wpływów od reklamodawców przeszacowano, a po drugie wzrosły wpływy z turystyki.
Ponadto zdjęcie z wielu budynków ogromnych reklamowych płacht zdopingowało ich zarządców do odremontowania fasad, co poprawiło wygląd największego miasta Brazylii.