Irański minister spraw zagranicznych podał się do dymisji wczoraj (26 lutego) wieczorem. To on był jednym z architektów porozumienia nuklearnego, jakie Iran zawarł ze światem w 2015 r. Jego odejście martwi Brukselę, ponieważ może oznaczać usztywnienie irańskiej polityki zagranicznej.
Mohammad Dżawad Zarif poinformował o rezygnacji z funkcji ministra spraw zagranicznych na Instagramie. Nie wyjaśnił jej powodów, ale znawcy Bliskiego Wschodu podejrzewają, że ma ona związek z pierwszą od 8 lat wizytą w Teheranie prezydenta Syrii Baszara Asada.
Iran wspiera w syryjskiej wojnie domowej stronę rządową, ale zaproszenie oskarżanego o zbrodnie wojenne syryjskiego prezydenta to także silny sygnał do społeczności międzynarodowej. Asad rozmawiał w Teheranie zarówno z prezydentem Hasanem Rowhanim, jak i z najwyższym przywódcą duchowym ajatollahem Alim Chameneim.
Twarz Iranu
Przez ostatnie lata Zarif stał się „twarzą Iranu” na arenie międzynarodowej. Wykształcony w USA dyplomata, który obronił doktorat w dziedzinie prawa międzynarodowego na University of Denver perfekcyjnie mówi po angielsku i zaliczany jest do grupy gołębi w irańskich władzach. Szefem dyplomacji mianował go w 2013 r. umiarkowany prezydent Rowhani.
W latach 2002-2007 Zarif był też ambasadorem Iranu przy ONZ. Często prezentował poglądy, które w samym Iranie budziły wielkie kontrowersje. W 2014 r. stwierdził np., że „Holocaust był straszliwą tragedią”. Tymczasem negowanie tego, że do w ogóle doszło do zagłady Żydów podczas II wojny światowej jest stałym elementem irańskiej polityki. Wielu irańskich dyplomatów odmawia też Izraelowi prawa do istnienia.
Zarif był również jednym z architektów zawartego w 2015 r. porozumienia nuklearnego, na mocy którego Iran wyrzekł się wojskowego programu atomowego w zamian za stopniowe znoszenie międzynarodowych sankcji. Gdy jednak amerykański prezydent Donald Trump zerwał tę umowę, a potem doprowadził do uruchomienia nowych sankcji wobec Iranu, Zarif nie zmienił polityki irańskiej, choć formułował różne ostre stanowiska i domagał się od m.in. od UE dodatkowych gwarancji. Ale umowę utrzymał. I to mimo, że konserwatywni irańscy polityki domagali się nawet… skazania Zarifa na śmierć.
Teraz jego rezygnacja może być znakiem, że Iran będzie jednak usztywniał swoje stanowisko w kwestii umowy nuklearnej. Co prawda prezydent Rowhani dymisji formalnie nie przyjął, a list do Zarifa z apelem o wycofanie rezygnacji podpisało do niego wielu parlamentarzystów. „Zwracając uwagę na sytuację wewnętrzną i międzynarodową, sankcje i nacisk ze strony Ameryki, podkreślam, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy wewnętrznej jedności i solidarności” – mówił rzecznik parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej Ali Nadżafi Choszrudi.
Zaniepokojenie w Brukseli
Zaniepokojona tą dymisją ma być także Unia Europejska, choć oficjalnie – do czasu ewentualnego zatwierdzenia dymisji Zarifa – nikt się w tej sprawie jeszcze w Brukseli nie wypowiedział. Jednak źródła w Komisji Europejskiej poinformowały telewizję Euronews, że Wysoka Przedstawiciel UE ds. polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa Federica Mogherini „bacznie śledzi rozwój wypadków w Iranie i ma nadzieję, że sprawa nie wywoła żadnych negatywnych efektów.”
Źródło zapewniło też Euronews, że „UE nie planuje na razie zmieniać swojej polityki wobec Iranu”. Bruksela popiera bowiem, mimo rezygnacji USA, obowiązywanie umowy nuklearnej i oferuje Iranowi dodatkowe zabezpieczenia, która mają złagodzić amerykańskie sankcje. Pod koniec stycznia powołano m.in. specjalną niemiecko-francusko-brytyjską spółkę INSTEX, która ma pomóc w prowadzeniu rozliczeń finansowych z Iranem. USA w ramach swoich sankcji odcięło bowiem Iran od międzynarodowych systemów bankowo-rozliczeniowych.