W związku z brexitem Holandia może z powodzeniem przejąć rolę Brytyjczyków jako unijnych pośredników w stosunkach z USA, uważa premier Holandii Mark Rutte. Czy słynny „telefon do Europy”, o który pytał niegdyś Henry Kissinger, będzie teraz telefonem do biura szefa rządu w Hadze?
Jako najbardziej „transatlantycki” kraj w Unii Europejskiej Holandia mogłyby wziąć na siebie rolę pośrednika między nową amerykańską administracją a pozostałymi 26 państwami UE, powiedział w piątek (22 stycznia) Mark Rutte. Jego zdaniem Holandia powinna zastąpić w tym Wielką Brytanię, która w ubiegłym roku opuściła Wspólnotę.
„Chcemy być dla USA bramą do Europy”
„Po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej Holandia chciałaby pełnić szczególną rolę w relacjach z Ameryką i stać się bramą dla USA do Europy, nie tylko w sensie dosłownym, ale również politycznym”, oświadczył Rutte podczas konferencji prasowej, cytowany przez agencję AFP.
„Jesteśmy o wiele mniejszym krajem niż Wielka Brytania, ale mentalnie jesteśmy najbardziej transatlantyckim państwem w Europie i Amerykanie także to widzą”, stwierdził. „Chciałbym więc wykorzystać te dawne więzi, by uzyskać dla Holandii silną pozycję w stosunkach między Europą a Ameryką”, zapowiedział szef tymczasowego rządu.
Dodał, że jeszcze nie rozmawiał z Joem Bidenem przez telefon od czasu jego wyboru na prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale przypomniał, że obaj politycy spotkali się już kilkukrotnie w przeszłości. Biden był wiceprezydentem USA za rządów Baracka Obamy, czyli w latach 2009-2017, zaś Mark Rutte pozostaje na stanowisku premiera Holandii od 2010 r.
Numer do Hagi „telefonem do Europy”?
W kontekście pośrednictwa w kontaktach Europy z USA zazwyczaj przypomina się jedno z najbardziej znanych powiedzeń w historii dyplomacji, przypisywanych Henry’emu Kissingerowi. Późniejszy sekretarz stanu USA w 1972 r. miał zwrócić uwagę na problem braku „numeru telefonu do Europy”, pod który mogłaby zadzwonić amerykańska administracja w celu omówienia najważniejszych geopolitycznych spraw.
Wielu twierdzi, że odpowiedzią na retoryczne pytanie Kissingera „dokąd trzeba zadzwonić, aby rozmawiać z Europą” było utworzenie na mocy traktatu amsterdamskiego z 1997 r. stanowiska wysokiego przedstawiciela UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Inni w ostatnich kilkunastu latach jako „telefon do Europy” wskazywali numer telefonu do sekretariatu kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Ta jednak już za kilka miesięcy ustąpi ze stanowiska, a trudno spodziewać się, by jej następca na tym stanowisku był równie charyzmatyczny, co jego poprzedniczka – przynajmniej na początku rządów.
Mark Rutte przed tygodniem podał się do dymisji wraz ze swoim rządem w związku z aferą dotyczącą bezprawnych działań urzędu skarbowego, dotyczących ścigania tysięcy holenderskich rodziców za rzekome próby wyłudzenia zasiłku na dzieci. Gabinet pozostanie jednak u władzy do czasu wyborów parlamentarnych, które odbędą się w marcu.
W sondażach przed wyborami z dużą przewagą prowadzi Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), której przewodzi Rutte. Ten fakt, a także potwierdzona wynikami badań bardzo wysoka popularność polityka wśród rodaków i jego dotychczasowa duża zdolność do tworzenia koalicji z innymi partiami sprawiają, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można spodziewać się kolejnej, czwartej już kadencji Marka Rutte na stanowisku szefa holenderskiego rządu.
Jeśli po wyborach lider VVD ponownie stanie na czele nowego gabinetu, to wraz z odejściem Merkel on i jego węgierski odpowiednik Viktor Orbán będą dwoma „najstarszymi stażem” szefami rządów w Unii Europejskiej. Zważywszy jednak na reputację Orbána w UE, co stanowi kontrast dla lubianego na unijnych salonach Rutte, całkiem prawdopodobne staje się, że to właśnie Holendrowi przypadnie rola najbardziej wpływowego (lub przynajmniej jednego z najbardziej wpływowych) pod względem polityczno-dyplomatycznym premiera w Unii Europejskiej. A wtedy rzeczywiście numer do Europy może w praktyce stać się numerem do jego biura w Hadze.
Historyczne powiązania Holandii i Stanów Zjednoczonych
Holandię i USA łączy między innymi historia niderlandzkiej kolonizacji części Ameryki Północnej. W 1611 r. holenderski kupiec Arnout Vogels na statku „Św. Piotr” (St. Pieter) wyruszył do Zatoki Hudsona, co uważa się pierwszą holenderską misją handlową w te okolice. Wkrótce holenderscy kupcy zaczęli zakładać na terenie Ameryki Północnej kompanie handlowe, a w 1623 roku utworzone zostały pierwsze stałe osady na obszarze prowincji pod nazwą Nowe Niderlandy, dokąd zaczęto zwozić niderlandzkich osadników.
W drugiej połowie XVII w. rozwojowi Nowych Niderlandów zagroziła ekspansja Anglii i w 1664 r. Holendrzy utracili te tereny na rzecz księcia Yorku. Udało się je na krótko odzyskać w 1673 r., jednak na mocy traktatu Westminsterskiego już w następnym roku ziemie te zwrócono Anglii i ostatecznie stały się one Nowym Jorkiem.
Temat obecności holenderskich osadników i ich potomków w tych okolicach porusza m.in. opowiadanie „Legenda o Sennej Kotlinie” („The Legend of Sleepy Hollow”) amerykańskiego pisarza Washingtona Irvinga.