Dzisiejsze wybory (6 października) do parlamentu Kosowa, będą piątymi od czasu ogłoszenia niepodległości. Proces wyborczy jest okazją do refleksji nad sytuacją gospodarczą, wszechobecną korupcją i relacjami z Serbią – zwraca uwagę Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Kiedy w 2008 roku Kosowianie ogłaszali niepodległość, nikt nie przypuszczał, że po 11 latach nadal będą zmagać się z trudnymi warunkami gospodarczymi, skutecznymi blokadami ze strony Belgradu na arenie międzynarodowej, nieresponsywną Unią Europejską i niestabilnym, skorumpowanym systemem władzy państwowej. Nadchodzące wybory to okazja do refleksji nad obecną pozycją międzynarodową i wewnętrzną, ale zarazem do postawienia pytania, czy jakakolwiek wewnętrzna zmiana polityczna może poprawić aktualną sytuację – twierdzi Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Kolejne wybory
Przyspieszone wybory to efekt rezygnacji premiera Ramusha Haradinaja w lipcu tego roku. Wezwano go wówczas na przesłuchanie w związku z podejrzeniem popełnienia przez niego zbrodni wojennych podczas wojny w Kosowie w latach 1998-99. Dlatego 22 sierpnia deputowani zagłosowali za rozwiązaniem parlamentu. Dotychczas krajem rządziła koalicja Sojuszu dla Przyszłości Kosowa (AAK), której przewodzi Haradinaj, z Demokratyczną Partią Kosowa (PDK) i Inicjatywą Socjaldemokratyczną (NISMA), określana jako tzw. sojusz partyzantów, w związku z zaangażowaniem liderów tych partii w walkę przeciwko serbskim rządom przed dwudziestoma latami.
Obecnie partie te stają do wyborów osobno. Niewykluczone jednak, że po wyborach będą rządzić wspólnie – sondaże wyborcze wskazują bowiem, że żadne ugrupowanie nie uzyska większości w parlamencie. Po ostatnich wyborach w 2017 r. powstała rządząca koalicja, z której wykluczono zwycięską formację – Vetevendosje (socjaldemokracja).
Zmiana pokoleniowa?
Demokratyczna Liga Kosowa, najstarsza kosowska partia, założona przez ojca państwowości Ibrahima Rugova, również pretenduje do sprawowania władzy. Aspiracje ugrupowania wzrosły po uzyskaniu bardzo dobrego wyniku w ostatnich wyborach samorządowych. Na czele formacji stoi Vjosa Osmani, 37-letnia prawniczka, uważana za nową nadzieję partii.
Ambitna przewodnicząca zamierza prowadzić koncyliacyjną politykę wobec Serbii. Sprzeciwia się ponadto wszelkim działaniom zbrojnym. Osmani ma szansę zostać pierwszą w historii Republiki szefową rządu, a także jedną z niewielu kobiet na najwyższych stanowiskach w regionie, obok serbskiej premier Any Brnabić.
Najważniejsze problemy
Według oczekiwań społecznych, nowy rząd powinien przede wszystkim zająć się trudną sytuacją gospodarczą i społeczną – bezrobocie w Kosowie wynosi prawie 30 proc. Napływ inwestycji zagranicznych jest niewielki ze względu na niestabilną sytuację polityczną i nieuregulowane stosunki z Serbią – podkreśla Marta Szpala z OSW. Sąsiedzi Kosowa są najczęściej w podobnie trudnej sytuacji, jeśli chodzi o sytuacje gospodarczą, co przekłada się na brak popytu na kosowskie produkty.
Drugim palącym problemem jest korupcja – w ubiegłorocznym Indeksie Percepcji Korupcji Transparency International, Kosowo uplasowało się na 93. miejscu – lepiej od Ukrainy, ale znacznie gorzej np. od Rumunii. Korupcja bierze się z niesprawnego systemu władzy państwowej. Jak zwraca uwagę Marta Szpala, przez 20 lat przed ogłoszeniem niepodległości struktury państwowe na terytorium Kosowa praktycznie nie funkcjonowały, a Kosowianie bojkotowali kontrolowane przez Serbów instytucje. Ich odbudowa jest w obecnej trudnej sytuacji gospodarczej bardzo trudna, dodaje ekspertka OSW.
Bliżej Unii?
Z perspektywy Prisztiny, istotnym zagadnieniem jest zniesienie obowiązku wizowego do strefy Schengen. Kosowo to jedyny kraj w regionie, wobec którego państwa strefy pozostawiły obowiązek wizowy. Kosowo spełniło formalne kryteria dotyczące liberalizacji ruchu, jednak poprzedni koalicyjny rząd nie był w stanie wypracować wspólnego stanowiska głównych sił politycznych w tej sprawie. Przed kilkunastoma dniami Parlament Europejski po raz trzeci głosował nad rozpoczęciem rozmów z Radą Unii Europejskiej w tym temacie – dotychczas nie odbywały się one w związku z bojkotem niektórych, nieuznających niepodległości Kosowa państw członkowskich.
Najważniejszym pytaniem dla społeczności międzynarodowej pozostaje to, czy nowe władze są zdolne do rozwiązania sporu pomiędzy Serbią i Kosowem. Belgrad od samego początku nie uznaje niepodległości swojej byłej prowincji. Serbia lobbuje także na arenie międzynarodowej w sprawie wycofywania uznania dla Kosowa. Tymczasem do pojednania zachęca m.in Unia Europejska. Podczas gdy Demokratyczna Liga Kosowa kontynuowałaby zakładaną przez siebie koncyliacyjną politykę, Vetevendosje na czele z Albinem Kurti, nie zgadza się na ustępstwa wobec Belgradu. Skomplikowaną sytuację na scenie politycznej komplikuje nieco fakt zagwarantowania w parlamencie 20 ze 120 miejsce dla mniejszości narodowych. Zajmują je m.in. reprezentujący interesy Belgradu deputowani Srpskiej Listy.
Klucz dla przyszłości Kosowa?
Marta Szpala zwraca uwagę, że rozwiązanie tego sporu będzie zależeć od dobrej woli Serbii, która w zamian za porozumienie z Kosowem oczekuje koncesji od Zachodu. Jednakże główna zachęta do znormalizowania stosunków – perspektywa członkostwa w Unii Europejskiej – jest dzisiaj bardzo odległa. Z tego powodu Belgrad preferuje grę na czas i przeciąganie dialogu.
Jednocześnie stara się odbudowywać swoją pozycję w Kosowie wykorzystując do tego mniejszość serbską, która ma zagwarantowane 10 miejsc w kosowskim parlamencie. Belgrad utrudnia Kosowu funkcjonowanie na arenie międzynarodowej i kwestionuje jego niepodległość. Objawia się to nie tylko blokowaniem członkostwa w organizacjach międzynarodowych, ale także deklaracjami przyjaznych Serbii polityków grożących wycofaniem uznania niepodległości Republice. Przykładem może być chociażby niedawna wypowiedź prezydenta Czech Miloša Zemana.
W zaproponowanym w ubiegłym roku przez liderów Serbii i Kosowa rozwiązaniu – korekcie granic obu państw, brak konkretnych postulatów. Marta Szpala zauważa, że z perspektywy państw europejskich, jak Niemcy lub Hiszpania, byłoby ono nie do zaakceptowania. Mogłoby bowiem stworzyć niebezpieczny precedens, do wykorzystania przy innych napięciach regionalnych i lokalnych, które występują na Starym Kontynencie.