Umowa regulująca relacje handlowe Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii liczy 1246 stron. Głosowanie ws. ratyfikacji porozumienia w najbliższą środę odbędzie się w brytyjskim parlamencie. Boris Johnson szuka poparcia wśród posłów Partii Konserwatywnej.
W sobotę (26 grudnia) opublikowano pełen tekst zawartej w czwartek umowy o relacjach handlowych Unii Europejskiej z Wielką Brytanią po upływie okresu przejściowego po brexicie. Tekst liczy 1246 stron, z czego 404 strony to treść właściwej umowy, a ok. 650 stron stanowią załączniki do niej.
Pozostałe niespełna 200 stron to dodatkowe porozumienia o współpracy w celu zapobiegania przestępstwom podatkowym, o współpracy celnej i o koordynacji spraw socjalnych.
Dzięki porozumieniu od 1 stycznia 2021 r. handel między Wielką Brytanią a Unią Europejską nadal odbywał się będzie bez ceł, kwot ilościowych i innych barier handlowych.
UE zatwierdzi formalnie umowę w 2021 r.
Umowa musi zostać formalnie zatwierdzona. Brytyjscy parlamentarzyści będą nad nią głosować w najbliższą środę (30 grudnia).
Przed końcem roku, tj. zakończeniem okresu przejściowego Wielkiej Brytanii w UE, Wspólnota ma przyjąć umowę w formie prowizorium, a formalne jej zatwierdzenie odbędzie się już w 2021 r.
Jak na razie nic nie wskazuje, by jakikolwiek kraj zamierzał ją zablokować. Oficjalnie wszyscy – od Borisa Johnsona po szefową KE Ursulę von der Leyen – chwalą porozumienie. Podobnie uważa minister ds. europejskich Konrad Szymański, który powiedział w piątek w rozmowie z PAP, że „uzgodnienie umowy między UE a Wielką Brytanią jest dobrą wiadomością dla polskich przedsiębiorców i obywateli. Ograniczy negatywne skutki brexitu”.
W piątek (25 grudnia) w Brukseli odbyło się nieformalne posiedzenie ambasadorów państw Unii Europejskiej w sprawie umowy z Londynem po brexicie, na którym unijny negocjator Michael Barnier przedstawił główne założenia porozumienia.
Wielka Brytania: Podziały partyjne zablokują porozumienie?
Większa niepewność ws. ratyfikacji porozumienia dotyczy wielkiej Brytanii. Borisowi Johnsonowi zależy na poparciu ugody z UE przez polityków rodzimej Partii Konserwatywnej. Dlatego premier wezwał eurosceptycznie nastawionych parlamentarzystów, by wsparli porozumienie, argumentując, że jest ono zgodne ze wszystkimi zobowiązaniami jego ugrupowania.
Umowa prawdopodobnie przejdzie przez parlament dzięki deklaracji opozycyjnej Partii Pracy. Lider Laburzystów Keir Starmer zapowiedział użycie dyscypliny partyjnej podczas zaplanowanego na koniec roku głosowania mimo braku zgody w gabinecie cieni odnośnie poparcia dla umowy. Lider Partii Pracy podkreślił, że można było wprawdzie wynegocjować „lepsze porozumienie”, ale jak zaznaczył „teraz jest już na to za późno”.
„The Guardian” pisze, że „decyzja Starmera prawdopodobnie wywoła bunt wśród prounijnych parlamentarzystów” i część z nich nie podporządkuje się dyscyplinie. Podczas wewnątrzpartyjnej dyskusji część polityków Partii Pracy zaapelowała, by wstrzymać się od głosu. Przekonują oni, że poparcie dla umowy uniemożliwi opozycji obciążenie rządu odpowiedzialnością za ekonomiczne konsekwencje brexitu. Inni domagają się kategorycznego głosowania przeciwko umowie.
Eurosceptycy zapowiadają szczegółową analizę
Eurosceptyczni konserwatyści zapowiedzieli powołanie zespołu prawników, którego zadaniem będzie przeanalizowanie treści porozumienia. Wydaje się, że to jedynie symboliczny gest, ponieważ przy deklaracji Stramera – choć kosztownej dla samej Partii Pracy – Boris Johnson nie musi obawiać się szantażu eurosceptycznych radykałów w szeregach własnego ugrupowania.
Dzięki temu Wielka Brytania powinna uniknąć powtórki z ubiegłego roku, gdy w Izbie Gmin rząd Theresy May przegrywał kolejne głosowania dotyczące różnych wariantów umowy brexitowej pomimo posiadania większości w izbie niższej parlamentu.
Wiadomo, że umowy nie poprze Szkocka Partia Narodowa (SNP). Ugrupowanie premier Nicoli Sturgeon opowiada się za organizacją ponownego referendum ws. niepodległości Szkocji od Zjednoczonego Królestwa. Szkocja przekonuje, że do brexitu dochodzi wbrew jej woli.
W referendum w 2016 r. Szkoci – inaczej niż Anglicy czy Walijczycy – w większości opowiedzieli się za dalszym członkostwem Wielkiej Brytanii w UE. Ale nie byli w stanie przeważyć wyniku głosowania. Jest ich tylko niecałe 5,5 mln, podczas gdy Anglików – ponad 55 mln, czyli jedenaście razy więcej.