Nawet pół miliona osób mogło zebrać się wczoraj wieczorem na Placu Niepodległości w Mińsku w proteście przeciwko dalszym rządom Alaksandra Łukaszenki. Zwolennicy przemian na Białorusi zajęli nie tylko plac, przy którym znajdują się budynki administracji rządowej, ale również przylegające do niego ulice.
Demonstrujący w stolicy, których większość źródeł szacuje na od. 200 tys. do pół miliona, domagali się wolnych wyborów i dymisji prezydenta oraz uwolnienia wszystkich zatrzymanych zarówno w czasie kampanii, jak i trakcie protestów powyborczych. Wcześniej w tym samym miejscu odbył się wiec poparcia dla urzędującego od 26 lat prezydenta, tyle, że znacznie mniej liczny. Sam Alaksandr Łukaszenka uznał, że było to 50 tys., ale wg agencji prasowych jego zwolenników było tylko kilka tysięcy.
Atmosfera święta
Demonstrujący, który w stolicy Białorusi zaczęli się gromadzić w niedzielne popołudnie, mieli ze sobą historyczne biało-czerwono-białe flagi narodowe – dwie z nich nawet 100-metrowe. Niektórzy z nich siedzieli i skandowali hasła: „Odejdź!”, „Wypuść ich!”, „Nie wybaczymy” czy „Niech żyje Białoruś!”, a przy budynku KGB nawet: „Łukaszenka do więźniarki”.
“Przemoc to nie jest wasza praca. Przemoc to jest kryminał” – głosił z kolei plakat skierowany do milicjantów. Natomiast inna część zgromadzonych śpiewała i – jak oceniali obserwatorzy – panowała atmosfera święta. Nie było milicji ani wojska, a stojący przed gmachem rządu pomnik Lenina oklejono plakatami przygotowanymi przez uczestników demonstracji.
Sierżant wojsk powietrznodesantowych: Było mi wstyd
W wiecu zwolenników przemian w Białorusi uczestniczyli nawet żołnierze wojsk powietrznodesantowych (WDW), którzy trzymali transparent z napisem „WDW z narodem” i sztandar. “Jesteśmy tu jako prywatne osoby, ale chcemy, żeby ludzie widzieli, że w strukturach siłowych są ludzie, którzy widzą i rozumieją, co się dzieje” – cytują media jednego z nich, który zastrzegł, że mówi jedynie we własnym imieniu.
“Było mi wstyd, gdy widziałem, co OMON robi na ulicach z naszymi ludźmi. Dzisiaj się już nie wstydzę, bo zebraliśmy się z innymi, którzy byli w wojsku i jesteśmy tutaj i pokazujemy, że jesteśmy ze społeczeństwem” – powiedział sierżant Siarhiej Kiedyszka zapewniając, że w armii też są ludzie, którzy chcą zmian.
Kalesnikawa: Jesteśmy większością
“Miłość jest silniejsza niż strach, jesteśmy większością, jesteśmy razem” – zapewniała obecna na niedzielnym marszu wolności w Mińsku Maryja Kalesnikawa (była szefowa sztabu niedopuszczonego do wyborów prezydenckich Wiktara Babaryki i jedna z „tria opozycjonistek” (razem z kontrkandydatką Łukaszenki Swiatłaną Cichanouską oraz żoną innego niedoszłego kandydata Wieraniką Capkałą).
“Po raz kolejny chcą nas oszukać. Przez całe 26 lat słyszymy jedynie kłamstwa i puste obietnice. Okradziono nas z 26 lat życia, 26 lat wolności, okradziono nas z wyborów. Ale nie oszukają nas” – mówiła w czasie niedzielnego wiecu, nawiązując do 26-letnich rządów obecnego prezydenta. Protestujący zaczęli rozchodzić się bez żadnych przeszkód ok. godz. 21 czasu lokalnego.
Podobne protesty w całym kraju
Podobne wiece odbyły się w niedzielę (16 sierpnia) w większości miast i miasteczek Białorusi, m.in. w Witebsku, Homlu, czy Grodnie, gdzie zebrało się co najmniej 30 tysięcy osób. “Ludzie są nastawieni na to, że muszą zwyciężyć – powiedziała PAP szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. “Chcemy wolności i normalności w naszym kraju” – dodała.
Wielotysięczne protesty przeciwko prezydentowi Łukaszence trwają w całej Białorusi od początku tygodnia, czyli od opublikowania wyników wyborów prezydenckich z dziewiątego sierpnia. Oficjalnie wygrał je Łukaszenka, zdobywając 80,1 proc. głosów, ale jego przeciwnicy utrzymują, że rezultaty głosowania zostały sfałszowane.
Do czwartku w brutalnie tłumionych protestach w Białorusi zgięły dwie osoby, a milicja i inne służby zatrzymały prawie siedem tysięcy osób. W więźniarkach, na komendach, w aresztach nad zatrzymanymi znęcano się psychicznie i fizycznie. Jednak od czwartku władze zmieniły taktykę – przyzwalają na protesty i zwalniają wcześniej zatrzymanych z aresztów.
Szuszkiewicz studzi nastroje
Pierwszy lider Białorusi po rozpadzie ZSRR, były przewodniczący tamtejszego parlamentu Stanisław Szuszkiewicz ostrzegł jednak, że przy poparciu Kremla obecny prezydent może utrzymać się u władzy i dlatego nie można jeszcze mówić o „końcu ery Łukaszenki”. “Nie sądzę, by można było tak mówić z jednego prostego powodu. Łukaszenka służy Kremlowi, bo inaczej nie byłby w stanie się utrzymać. Kreml go popiera” – powiedział w wywiadzie dla agencji Reutera.
Podobnego zdania jest prof. Marcin Król, choć jak podkreślił – “rozsądek wskazuje, że jest to koniec Łukaszenki”. Zastrzegł jednak, że może nie nastąpi to już teraz, tylko dopiero “za pewien czas”. “Takie porażki nie pozwalają rządom autorytarnym się podnieść” – powiedział wieczorem w TVN24.
Babaryka za Łukaszenkę?
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt wskazał natomiast już wczoraj następcę obecnego prezydenta Białorusi. „Jeżeli upadnie Łukaszenka (prawdopodobne, nieprzesądzone), to nowy prezydent będzie musiał zadowolić Moskwę, ruch protestu i nomenklaturę” – uważa. “Taką osobą jest Wiktar Babaryka, aresztowany konkurent Łukaszenki, przedstawiciel nomenklatury, przez 20 lat szef banku Gazpromu na Białorusi” – napisał Eberhardt na twitterze.
Babiš: Białorusinom nie może się zdarzyć to co nam w 1968 r.
Tymczasem premier Czech Andrej Babiš zaapelował o aktywność na rzecz zmian na Białorusi do UE, państw bałtyckich i Grupy Wyszehradzkiej. “Na Białorusi nie może wydarzyć się to, co przydarzyło się nam w 1968 roku” – podkreślił. “Dlatego jestem w to zaangażowany” – tłumaczył na twitterze. Szef czeskiego rządu dodał, że UE musi zachęcać Białorusinów, żeby “nie bali się realizacji modelu aksamitnej rewolucji z listopada 1989 roku”, a “V4 wraz z państwami bałtyckimi musi również odegrać w tym swoją rolę”.
Babiš nawiązał w ten sposób do Praskiej Wiosny, czyli politycznej odwilży, która trwała od stycznia do sierpnia 1968 roku. Skończyła się tzw. “bratnią pomocą”, czyli inwazją wojsk Układu Warszawskiego (ZSRR, Polski, Węgier, NRD i Bułgarii). W Pradze odbył się wczoraj wiec poparcia dla Białorusinów.
Borrell: UE z Białorusinami
„Setki tysięcy Białorusinów demonstrowały dzisiaj pokojowo, domagając się zwolnienia więźniów politycznych, pociągnięcia do odpowiedzialności odpowiedzialnych za brutalność policji i prawdziwych wyborów” – napisał szef unijnej dyplomacji Josep Borrell na twitterze. “Unia Europejska jest razem z białoruskim narodem” – zapewnił.
Natomiast rzecznik polskiego rządu Piotr Müller przekazał w tym samym medium społecznościowym, że “premier Mateusz Morawiecki jest w stałym kontakcie z europejskimi przywódcami w związku z sytuacją na Białorusi; w niedzielę rozmawiał m. in. z szefem Rady Europejskiej, kanclerz Niemiec i premierem Czech Andrejem Babišem”.
Poseł KO Michał Szczerba, który obserwował białoruskie wybory z bliska, przypomniał, że zarówno podczas Pomarańczowej Rewolucji i w czasie ukraińskiego Majdanu “było aktywne wsparcie Zachodu” i aktywni przywódcy, a liderem wsparcia była Polska. Tymczasem na Białorusi to “społeczeństwo wzięło sprawy w swoje ręce”. “I wygrają! Zachód będzie miał kaca. Jest obojętnym, biernym obserwatorem. Jednym słowem: Wstyd!” – zareagował na twitterze.
Łańcuch światła dla Białorusi w Warszawie
Tymczasem na centralnych ulicach Warszawy setki młodych ludzi zapaliły wieczorem latarki tworząc żywy łańcuch solidarności i wsparcia dla narodu białoruskiego. Prowadził on przez cztery główne ulice Warszawy: Marszałkowską, Świętokrzyską, Nowy Świat i Aleje Jerozolimskie. Manifestujący, głównie młodzi ludzie, milczeli, trzymali białe róże i transparenty z hasłami: „Stop przemocy”, „Polska-Białoruś wspólna sprawa” czy „Polki solidarne z Białorusinkami”.