Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg poinformował wczoraj (27 marca), że wycofał akredytację siedmiu dyplomatom rosyjskiego przedstawicielstwa przy Sojuszu w reakcji na atak w brytyjskim Salisbury na Siergieja Skripala i jego córkę Julię. Zapowiedział przy tym ograniczenie liczebności tego przedstawicielstwa o jedną trzecią – do 20 osób. Oznacza to, że jeszcze co najmniej trzy osoby nie otrzymają akredytacji.
Unia Europejska już w zeszłym tygodniu odwołała swego ambasadora w Moskwie na konsultacje.
Według danych z wczorajszego wieczora, decyzję o wydaleniu rosyjskich dyplomatów podjęło już 27 państw świata, w tym 19 państw członkowskich UE, m.in. Polska. W efekcie do Rosji będzie musiało wrócić ponad 140 osób.
Siergiej Skripal – były pułkownik rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który w przeszłości był skazany w Rosji za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii – oraz towarzysząca mu córka Julia 4 marca trafili do szpitala w stanie krytycznym, gdy stracili przytomność w centrum handlowym w Salisbury na południowy zachód od Londynu. W wyniku śledztwa okazało się, że zostali zatruci produkowaną w Rosji bronią chemiczną typu nowiczok.
NATO wycofuje Rosjanom akredytacje i zmniejsza ich misję przy Sojuszu
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wyjaśniał na wtorkowej konferencji prasowej w Brukseli, że wycofanie akredytacji dla siedmiu dyplomatów i ograniczenie liczebności rosyjskiego przedstawicielstwa przy Sojuszu jest odpowiedzią na obawy wszystkich sojuszników dotyczące bezpieczeństwa. Zastrzegł przy tym, że ta decyzja nie zmienia polityki NATO w stosunku do Rosji i pozostaje podejście dwutorowe: odstraszanie, ale również komunikowanie się z nią. “Kontynuujemy rozmowy dwustronne w kwestiach obrony i dialogu” – zapewnił Stoltenberg.
“Działania NATO są odpowiedzią na poważne obawy co do bezpieczeństwa wyrażane przez wszystkich sojuszników i stanowią część skoordynowanych międzynarodowych wysiłków, by odpowiedzieć na zachowanie Rosji” – argumentował. “Rosja musi wiedzieć, że jej zachowanie ma swoje koszty i konsekwencje” – podkreślił szef NATO.
Nie wszystkie państwa UE zdecydowały się na taką reakcję
Już dzień wcześniej, w reakcji na próbę otrucia na terenie Wielkiej Brytanii Siergieja Skripala oraz jego córki, decyzję o wydaleniu rosyjskich dyplomatów podjęło – poza Polską – 14 państw UE (Niemcy, Francja, Włochy, Holandia, Dania, Szwecja, Finlandia, Łotwa, Litwa, Estonia, Czechy, Rumunia, Chorwacja i Węgry).
Po czterech dyplomatów wydalają Niemcy, Francja i Polska, po trzech: Czechy i Litwa, po dwóch: Dania, Holandia i Włochy, a po jednym – Łotwa, Estonia, Rumunia, Finlandia, Chorwacja i Szwecja. Długo stanowiska nie zajmowały Irlandia i Belgia, ale we wtorek już oficjalnie ogłoszono, że z każdego z tych państw wyjedzie po jednym przedstawicielu rosyjskiej dyplomacji. Brytyjskie władze wydaliły w tym tygodniu ze swojego terytorium 23 rosyjskich dyplomatów.
Państwa spoza UE też solidarne
Podobną decyzję podjęły Stany Zjednoczone, które w geście solidarności z Wielką Brytanią zdecydowały się wydalić najwięcej, bo aż 60 osób, a także Kanada i Australia.
Do akcji solidarnościowej dołączyła też Ukraina, która zdecydowała o wydaleniu 13 rosyjskich dyplomatów, o czym poinformował w poniedziałek prezydent Petro Poroszenko. „Nasza wspólna odpowiedź Kremlowi powinna być zdecydowana i brutalna, by nie dopuścić do nowych tragedii ludzkich i zapewnić szacunek wobec norm prawa międzynarodowego” – podkreślił ukraiński prezydent. Natomiast rzeczniczka ukraińskiego MSZ Mariana Beca zapewniła, że wszyscy wydaleni dyplomaci byli pracownikami wywiadu.
Decyzje o wydaleniu Rosjan potwierdziła ambasada Rosji w Kijowie zapowiadając, że Ukrainę opuści personel placówek dyplomatycznych w Kijowie, Odessie, Lwowie i Charkowie. “Z żalem konstatujemy, że kierownictwo ukraińskie nie wzięło pod uwagę realnej sytuacji i poparło zainspirowaną przez Londyn prowokacyjną kampanię, której celem jest eskalacja napięcia i nakręcanie spirali konfrontacyjnej” – głosi komunikat na stronie internetowej rosyjskiej ambasady.
Uprzedza w nim także, że „nieprzyjazny krok Kijowa bez wątpienia utrudni konstruktywny dialog Rosji i Ukrainy” i “nie będzie sprzyjał normalizacji relacji”. “Odpowiedzialność za jego konsekwencje leży po stronie ukraińskiej. Rosja pozostawia sobie z kolei prawo do odpowiedzi na te działania” – podkreślają autorzy oświadczenia.
Do państw, które zdecydowały się na reakcję wobec Rosji, dołączyła we wtorek również Mołdawia. Tamtejsze MSZ poinformowało, że zwróciło się do trzech rosyjskich dyplomatów, by w ciągu siedmiu dni opuścili kraj. “To gest solidarności wobec Londynu” – ogłosił resort dyplomacji w Kiszyniowie.
Dwugłos na Słowacji
Tymczasem tego samego dnia na Słowacji ujawnił się brak jednomyślności w tej sprawie. Prezydent Andrej Kiska skrytykował bowiem we wtorek tamtejszy MSZ za brak solidarności w reakcji na próbę otrucia Skripala i jego córki. Prezydencki rzecznik Roman Krpelan przekazał także, że “Kiska zatelefonował do premiera Petera Pellegriniego i oświadczył, że oczekuje zasadniczego i jasnego stanowiska Słowacji wobec postulatu okazania solidarności jednemu z naszych ważnych partnerów”.
Pellegrini zadeklarował w poniedziałek, że Słowacja będzie się w tej kwestii zachowywać odpowiedzialnie, ale nie zamierza poddawać się naciskom ani czynić zbędnych teatralnych gestów. Rząd w Bratysławie „potępił” co prawda atak w Salisbury i „przyjął do wiadomości” decyzje UE w tej sprawie, ale tylko „zarezerwował sobie prawo do podjęcia dalszych kroków”. W poniedziałek MSZ poinformowało, że wezwało rosyjskiego ambasadora, by poprosić go o wyjaśnienia.
Głos w tej sprawie zabrał też zdymisjonowany premier i lider partii Kierunek-Socjaldemokracja (Smer-SD) Robert Fico. Stanął w obronie Pellegriniego i oświadczył, że w stosunkach z Rosją trzeba zachowywać zdrowy rozum. “Bądźmy w tej sprawie suwerenni. Jeśli przedstawi się nam jasne dowody (na winę Rosji), to będziemy mogli się do tego ustosunkować. Odmawiamy niszczenia przyjacielskich stosunków z Federacją Rosyjską tylko dlatego, że życzy sobie tego ktoś inny” – oświadczył w rozmowie z dziennikarzami. “Nie jesteśmy sługami” – podkreślił Fico.
Wcześniej podobny spór toczył się w Czechach.
Tylko osiem państw UE nie podjęło decyzji o wydaleniu Rosjan
Nie wszystkie państwa UE przyłączyły się do unijnej akcji wydalania rosyjskich dyplomatów. Niektóre przyznały, że nie mają zamiaru wykonywać nieprzyjaznego gestu wobec Moskwy, inne wciąż rozważają swoją reakcję na usiłowanie zabójstwa w Wielkiej Brytanii za pomocą rosyjskiej broni chemicznej.
Rząd Austrii, która nie należy do NATO, podkreślił swoją tradycyjną neutralność w sporach na linii Wschód-Zachód. Zapewnił co prawda o swoim poparciu dla decyzji o odwołaniu ambasadora UE z Moskwy, ale nie planuje żadnych kroków na poziomie krajowym. Austriacy nie kryją, że chcą utrzymać dobre kontakty z Rosją.
Bułgaria poinformowała natomiast wczoraj po południu, że odwołała na konsultacje swojego ambasadora w Rosji, by przedyskutować sprawę ataku w Salisbury. Tymczasem jeszcze wczoraj premier Bojko Borysow twierdził, że brak jest dowodów na zaangażowanie Moskwy w usiłowanie zabójstwa Skripala. W poniedziałek bułgarskie MSZ potwierdziło, że rząd nie zdecydował się na wydalenie dyplomatów.
W unijną akcję solidarności nie zaangażował się też Cypr. Rzecznik tamtejszego rządu Prodromos Prodromou zapewnił co prawda, że kraj ten zgadza się z ogólnym stanowiskiem unijnych władz. Przyznał jednak, że Cypr “nie jest jednak w stanie podejmować takich kroków przeciwko mocarstwom zasiadającym w Radzie Bezpieczeństwa ONZ”.
Do sankcji nie przyłączy się najprawdopodobniej również rząd Grecji, choć dotychczas nie wydał w tej sprawie jednoznacznego oświadczenia. Premier Aleksis Tsipras mówił natomiast w zeszłym tygodniu, że „należy wyrazić solidarność z narodem brytyjskim”, ale zastrzegł, że trzeba być również „odpowiedzialnym i zbadać sprawę dokładnie”.
Rosyjskich dyplomatów nie wydali również Malta. Według lokalnych mediów rzecznik rządu oświadczył, że nie można było tego zrobić, ponieważ „maltańska misja dyplomatyczna w Moskwie jest za mała”. Rosjanie najpewniej odpowiedzieliby wydaleniem dyplomatów maltańskich, co oznaczałoby „faktyczne zerwanie relacji dyplomatycznych”.
Jednoznaczne stanowisko zajęła też Słowenia. Szef tamtejszego MSZ Karl Erjavec oświadczył bowiem, że jest „za wcześnie” na wyrzucanie rosyjskich dyplomatów. “Pozostaniemy przy decyzji KE, że najpierw trzeba ustalić, co właściwie się stało” – zapowiedział.
Na wydalenie dyplomatów nie zdecydował się także Luksemburg, a Portugalia wciąż rozważa takie posunięcie. Według lokalnych mediów rząd miał oświadczyć jedynie, że „odnotował” decyzję większości państw UE ws. działań przeciwko rosyjskim dyplomatom. Nie poinformował jednak, czy zamierza przyłączy się do tej akcji.
Symetryczna odpowiedź Rosji
Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow oświadczył wczoraj, że Rosja odpowie na wydalenie jej dyplomatów, bo – jak to określił – nie można tolerować „chamstwa”. Uznał też, że decyzja państw Zachodu jest rezultatem „szantażu” ze strony Stanów Zjednoczonych.
“Gdy prosi się jednego czy dwóch dyplomatów o opuszczenie jakiegoś kraju, i to szepcząc nam do ucha przeprosiny, dobrze wiadomo, że jest to rezultatem kolosalnej presji, szantażu, który niestety stanowi główną broń Waszyngtonu na arenie międzynarodowej” – oświadczył Ławrow na konferencji prasowej w Taszkencie. Zapewnił także, że jego kraj „bez wątpienia odpowie” na wydalenie dyplomatów, „bo nie można tolerować takiego chamstwa”. “I nie będziemy tego robić!” – podkreślił szef rosyjskiej dyplomacji.