Ostatnie sondaże przed zaplanowanymi na niedzielę (28 kwietnia) przedterminowymi wyborami w Hiszpanii pokazują, że trudno będzie o wyłonienie nowego rządu. Zarówno koalicja wokół rządzących obecnie socjalistów, jak i ta wokół opozycyjnych konserwatystów mają małe szanse na zdobycie ponad połowy miejsc w parlamencie.
Premier Pedro Sanchez rozpisał przedterminowe wybory na 28 kwietnia po tym, jak w lutym Kongres Deputowanych odrzucił projekt budżetu państwa na bieżący rok. Mniejszościowy rząd Partii Socjalistycznej (PSOE) utracił bowiem poparcie zasiadających w ogólnohiszpańskim parlamencie przedstawicieli katalońskich partii proniepodległościowych – 9 z Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC) oraz 8 z liberalnej PDeCAT – oraz niektórych przedstawicieli ugrupowań baskijskich.
Lewica i prawica bez większości
Sondaże pokazują, że socjaliści zajmą w niedzielnych wyborach pierwsze miejsce, ale zabraknie im mandatów do samodzielnego rządzenia krajem. W liczącym 350 miejsc Kongresie Deputowanych potrzeba do tego przynajmniej 176 posłów. Kwietniowy sondaż przeprowadzony dla dziennika „El Pais” pokazał, że PSOE może liczyć na 28,6 proc. głosów, co da tej partii 126 mandatów. Potencjalny kandydat na koalicjanta socjalistów – lewicowy blok Unidos Podemos – ma natomiast 12,1 proc. sondażowego poparcia, co daje 35 mandatów. To zatem wciąż o ok. 15 mandatów za mało, aby stworzyć rząd.
Według analizy „El Pais” również ewentualny sojusz partii prawicowych nie ma szans na zbudowanie rządu. Na konserwatywną Partię Ludową chce zagłosować 20,2 proc. ankietowanych, na liberalną Ciudadanos 15,8 proc., zaś na na mocno prawicową i eurosceptyczną Vox 11 proc. Dałoby to tym ugrupowaniom odpowiednio 78, 54 i 31 mandatów w Kongresie Deputowanych. W sumie 163 mandaty, czyli znów za mało na stabilną większość w parlamencie.
Katalońscy posłowie języczkiem u wagi?
Pozostałe 26 miejsc zdobyłyby ugrupowania regionalne, często nacjonalistyczne z Katalonii, Kraju Basków czy Galicji. Ale to właśnie one odmówiły w lutym poparcia dla ustawy budżetowej, co doprowadziło do przedterminowych wyborów. Ustawę budżetową odrzucono dopiero po raz drugi odkąd w 1978 r. Hiszpania stała się demokracją. Trudno więc sobie wyobrazić, aby teraz poparły rząd socjalistów. Zarzewiem sporu jest brak zgody premiera Sancheza na przeprowadzenie oficjalnego referendum niepodległościowego w Katalonii. Lider ERC w Kongresie Deputowanych Gabriel Rufian już postawił związany z referendum warunek, aby jego ugrupowania poparło ewentualny rząd socjalistów.
Jak pokazuje sondaż przeprowadzony dla „El Pais” stabilną większość rządową dałaby koalicja Partii Socjalistycznej i Ciudadanos, która miałaby w sumie 180 mandatów. Obie partie łączy negatywny stosunek do katalońskiej niepodległości (a np. Podemos jest za prawem do samostanowienia dla Katalończyków) oraz liberalne poglądy na wiele spraw światopoglądowych. Kością niezgody może natomiast być gospodarka. Socjaliści chcą dużych programów społecznych i wysokich wydatków państwowych, zaś Ciudadanos opowiadają się za obniżeniem podatków.
Być może Hiszpanią znów będzie więc rządził gabinet mniejszościowy, którego funkcjonowanie zależne będzie od poparcia regionalnych ugrupowań.