Były minister spraw zagranicznych i faworyt wyścigu o fotele przewodniczącego Partii Konserwatywnej oraz premiera Boris Johnson został oskarżony o to, że celowo wprowadził opinię publiczną w błąd twierdząc, że Wielka Brytania przekazuje UE co tydzień 350 mln funtów. Sędziowie uznali jedna ostatecznie, że nie ma podstaw by wszcząć proces w tej sprawie.
Hasło o „350 mln funtów wpłacanych tygodniowo do UE” było jednym z lejtmotywów kampanii przed referendum brexitowym z 2016 r. Pieniądze te, w razie brexitu, miałyby zasilić budżet NHS, czyli instytucji zarządzającej publiczną służbą zdrowia. Po zwycięskim dla zwolenników wyjścia z UE referendum okazało się jednak, że kwota była całkowicie wyssana z palca, choć przekonała wiele osób do zagłosowania za brexitem.
Pozew dzięki internetowej zbiórce
Nie do końca jest jasne, kto wymyślił owo hasło, ale dziennikarskie śledztwo sugeruje, że mógł być to sam dyrektor głównego komitetu namawiającego do poparcia wyjścia Wielkiej Brytanii z UE – „Vote Leave” – Dominic Cummings. Boris Johnson był jedną z kluczowych postaci tego komitetu i w czasie kampanii, a nawet już po samym referendum powtarzał słowa o „350 mln funtów”.
Aktywista społeczny i przedsiębiorca Marcus Ball postanowił doprowadzić do postawienia Johnsona z urzędu przed sądem za „wprowadzanie w błąd opinii publicznej jako urzędnik państwowy”. Zebrał w tym celu na platformie crowdfundingowej 200 tys. funtów, za które wynajęto prawników, którzy przygotowali wniosek do sądu. Dokument trafił do sądu w londyńskiej dzielnicy Westminster w lutym, a pod koniec maja sędzia Margot Coleman zdecydowała o tym, że pozew jest zasadny, bo Johnson powtarzał słowa o „350 mln funtów” nie mając żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy.
Johnson: To działanie motywowane politycznie
Były minister spraw zagranicznych stanął w obliczu konieczności stawienia się przed sądem na tzw. rozprawie wstępnej, na której miał formalnie usłyszeć zarzuty i na nie odpowiedzieć, po czym sąd zdecydować miał czy rozpocznie właściwy proces karny. Wszystko to było mocno nie na rękę Johnsonowi, ponieważ kilka dni wcześniej oficjalnie zgłosił swoją kandydaturę na nowego przewodniczącego Partii Konserwatywnej (a co za tym idzie także premiera) po tym jak swoją dymisję zapowiedział Theresa May. Groziła mu bowiem sytuacja, w której prowadziłby starania o kierowanie rządem z przerwami na tłumaczenie się przed sądem.
Ostatecznie jednak okazało się, że nie dojdzie nawet do wstępnej rozprawy. Sędziowie londyńskiego Wysokiego Trybunału uznali bowiem w ostatni piątek (7 czerwca), że sprawa zostanie od razu oddalona. Johnson, za pośrednictwem swoich prawników, poinformował, że nie dziwi go tak szybkie umorzenie sprawy. Oświadczył też po raz kolejny, że pozew to „działanie motywowane politycznie” oraz „próba podważenia wyników referendum”. W 2016 r. za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE zagłosowało 52 proc. wyborców.