Po rasistowskich zamieszkach w Chemnitz we wschodnich Niemczech politycy domagają się, by szkoły lepiej edukowały obywateli. Do miasta ma przyjechać kanclerz Angela Merkel.
Chemnitz, 250-tysięczne miasto w Saksonii, od ponad tygodnia jest na czołówkach niemieckich gazet. W ostatni weekend sierpnia w śródmieściu uchodźca z Iraku zabił tam 35-letniego mieszkańca. Tragedia została natychmiast nagłośniona przez media społecznościowe. W Chemnitz zawrzało. W pobliżu miejsca tragedii spontanicznie zebrał się tłum protestujących przeciwko zalewowi uchodźców. Policja nie była w stanie nad nimi zapanować, doszło do zamieszek.
W miniony weekend w mieście demonstrowali działacze skrajnej prawicy i osobno, oddzieleni przez policję, ich przeciwnicy. Mimo obecności 2 tys. funkcjonariuszy kilkanaście osób zostało rannych. Zorganizowany później koncert przeciwko radykałom zgromadził prawie 70 tys. osób.
O problemach trzeba mówić otwarcie
Niemcy po wydarzeniach w saksońskim mieście byli w szoku, bo po raz pierwszy od kryzysu migracyjnego w 2015 r. doszło do takiego społecznego wybuchu. Co gorsza, emocje wykorzystali działacze rozmaitych skrajnie prawicowych organizacji: od reprezentowanej w Bundestagu Alternatywy dla Niemiec (AfD), po lokalne neonazistowskie komórki, które w Chemnitz połączyły siły, by walczyć z imigrantami. Dlatego z wydarzeń w tym mieście zaczęli się rozliczać niemieccy politycy.
Minister ds. rodziny Franziska Giffey, która jako pierwsza zdecydowała się pojechać do Chemnitz, zażądała lepszego kształcenia obywatelskiego.
– To także zadanie państwa, by młodym lepiej organizować naukę demokracji – mówiła.
Utyskiwała przy tym, że w budżetach wielu landów, w tym w Saksonii, coraz mniej pieniędzy przeznacza się na pracę z młodzieżą.
– Społeczeństwo się nam odpolitycznia. W szkołach i stowarzyszeniach coraz mniej rozmawia się o polityce. A potem słyszę, że ci na górze nie wiedzą nic o problemach zwykłych ludzi – wyliczała minister. Jej zdaniem Niemcy potrzebują miejsc do otwartej dyskusji, także o lękach, jakie wywołali uchodźcy. – Trzeba o tych problemach mówić otwarcie, bez obawy, że zostanie się uznanym za skrajnego prawicowca – mówiła Giffey. Według pani minister potrzebna jest specjalna ustawa, która wspierałaby kształcenie obywatelskie w szkołach i pogłębianie demokracji w kraju.
Z kolei minister sprawiedliwości Katarina Barley domaga się sprawdzenia, kto zaangażował się w antyimigrancką kampanię w mediach społecznościowych, która wybuchła po zabójstwie w Chemnitz. Na razie wiadomo, że wiadomości – w tym nieprawdę na dużą skalę – rozpowszechniali politycy AfD. Jeden z nich wprost wzywał ludzi, by na własną rękę bronili się przed „niosącymi śmierć obcokrajowcami”. – Nie będziemy patrzeć z założonymi rękami, jak prawicowi radykałowie przenikają do naszego społeczeństwa – mówił.
AfD będzie pod obserwacją?
W tle trwa debata o objęciu AfD obserwacją przez służby specjalne. To procedura uruchamiana, gdy partia lub stowarzyszenie są podejrzewane o łamanie konstytucji, np. poprzez głoszenie rasistowskiej ideologii.
Na razie takie kroki podjęto wobec młodzieżówki AfD w Bremie, której działacze nieustannie szczuli na imigrantów i homoseksualistów. Objęciu obserwacją całej partii sprzeciwia się MSW i premierzy kilku landów. Obawiają się, że dzięki akcji służb specjalnych jej działacze będą mogli ogłosić się męczennikami. Dzięki temu partia jeszcze bardziej zyska w sondażach. Po zajściach w Chemnitz AfD ma ok. 17 proc. poparcia – o punkt procentowy więcej niż na początku sierpnia.
Merkel odwiedzi Chemnitz
Zamieszki w Chemnitz kolejny raz potępiła kanclerz Angela Merkel. – Na zdjęciach widzieliśmy nienawiść i prześladowanie niewinnych ludzi. Od tego trzeba się odciąć – mówiła.
Jej rzecznik potwierdził, że kanclerz odwiedzi to saksońskie miasto. Termin wizyty nie został jeszcze ustalony.
Artykuł opublikowany w ramach partnerstwa medialnego EURACTIV.pl z Gazetą Wyborczą.