Wciąż trwa identyfikacja ofiar ubiegłotygodniowych tragicznych pożarów. Jak dotąd odnaleziono 91 ciał osób, które zginęły w płomieniach lub podczas próby ucieczki. Ale analiza zebranych materiałów pokazuje, że ofiar mogłoby być mniej, gdyby policja i inne służby sprawniej zarządzały kryzysową sytuacją.
Jak dotąd oficjalna liczba ofiar śmiertelnych pożarów, które ponad tydzień temu strawiły nadmorskie miejscowości na wschód od Aten wynosi 91. Ale służby wciąż przeszukują wybrzeże, szukając osób które zginęły podczas próby ewakuacji – utopiły się bądź skacząc do morza spadły na skały. Odnalezione niedawno dwa ciała mogą być 92. i 93. ofiarą, ale ratownicy dopiero to ustalają.
Naukowcy wskazują na błędy
Pojawiają się jednak kolejne analizy pokazujące, że podczas akcji ewakuacyjnej greckie służby popełniły mnóstwo błędów. Dotyczy to między innymi policji, która skierowała część samochodów z uciekającymi ludźmi wprost w płomienie. Tak stało się właśnie w miejscowości Mati. Jak przekonywał w rozmowie z BBC ekspert ds. transportu na Politechnice Kreteńskiej prof. Vassilis Digalakis, ewakuacja powinna być prowadzona główną drogą, a zamiast tego policja skierowała pojazdy na cztery objazdy mniejszymi drogami. Jeden z nich poprowadził właśnie do Mati, gdzie zginęło najwięcej ludzi. Zdjęcia ponad 300 spalonych samochodów, które zablokowały się na ulicach w tej miejscowości obiegły świat. Duża część ofiar to osoby, które z drogowego korka uciekały pieszo, ale nie zdołały dotrzeć do morza. „Jeśli spojrzeć na zdjęcia tych spalonych samochodów, to widać, że ucieczka była zablokowana we wszystkich kierunkach” – mówił prof. Digalakis. Podobne wyniki przyniosła także analiza ekspertów z Uniwersytetu Ateńskiego.
Co więcej, błędy popełnili nie tylko policjanci będący na miejscu, ale również policyjne centrum koordynujące ewakuację. W komunikatach, przekazywanych m.in. za pośrednictwem serwisów społecznościowych również informowano, że droga przez Mati jest bezpieczna. Z kolei mieszkańcy miasteczka i przebywający w nim turyści nie otrzymali żadnego oficjalnego wezwania do ewakuacji. O tym, że Mati płonie dowiedzieli się od ludzi uciekających z zachodniej części miejscowości, skąd nadchodził ogień. Ponieważ tego dnia wiatr wiał z prędkością nawet 120 km/godz., pożar rozprzestrzeniał się niezwykle szybko. Mati spłonęło w mniej niż pół godziny. Fatalnie przeprowadzana akcja ewakuacyjna tylko powiększyła panikę i przyczyniła się do jeszcze większego zakorkowania się ulic. Przeciw policji złożono już pierwszy pozew. Zrobili to krewni dwójki ofiar – ponad 70-letniego małżeństwa.
Opozycja wzywa do dymisji rządu
Naukowcy z Uniwersytetu Ateńskiego wskazują na jeszcze jeden czynnik, jaki wpłynął na wysoką liczbę ofiar pożaru. Wiele budynków w Mati była zbudowanych niezgodnie z przepisami pożarowymi – w nielegalnych miejscach lub ze zbyt łatwopalnych materiałów. W efekcie, ludzie często mieli odciętą drogę ucieczki do morza. Uliczki i alejki były zbyt wąskie albo kończyły się ślepo. Tymczasem tylko ci, którzy przemierzali labirynt przejść między budynkami bezbłędnie, mieli szansę przeżyć. Już w ubiegłym tygodniu na samowole budowlane jako jedną z przyczyn tragedii wskazał minister obrony Panos Kammenos. Również premier Aleksis Tsipras mówił o zaniedbaniach władz w tej kwestii i zapowiadał rozprawienie się z nielegalnym budownictwem w kurortach.
Opozycja jednak ostro krytykuje rząd za to, że nie poradził sobie z sytuacją. Lider konserwatywnej Nowej Demokracji Kyriakos Mitsotakis wezwał rząd do dymisji, mówiąc, że ministrowie ponoszą polityczną odpowiedzialność za sytuację. Wskazał także na konieczność odwołania ze stanowisk osób odpowiedzialnych za zarządzanie kryzysowe oraz ochronę ludności. „Naprawdę się zastanawiam, jak niektórzy z nich mogą dziś spokojnie spać i wciąż wykonywać swoje obowiązki” – mówił Mitsotakis. Wskazał m.in. na szefa Obrony Cywilnej kraju Yannisa Kapakisa, który cztery dni przed pożarem zapewniał w telewizji, że Grecja jest w tym roku do letnich pożarów przygotowana jak nigdy dotąd. Tymczasem Obrona Cywilna, podobnie do policji, także popełniała błędy i również kierowała uciekających ludzi w okolice Mati.
Premier Grecji nie zamierza jednak podawać się do dymisji. Zaniedbania wytyka swoim poprzednikom. Przed rządzącą obecnie lewicową koalicją SYRIZA, u władzy była właśnie Nowa Demokracja. Tsipras oskarżył już Mitsotakisa o „próbę wykorzystania tragedii do rozgrywek politycznych”. Premier w ostatni poniedziałek (30 lipca), dokładnie w tydzień po wybuchu pożaru, pojawił się w Mati. Zrobił to jednak bez wcześniejszej zapowiedzi, dzięki czemu uniknął zarówno mediów, jak i protestujących mieszkańców. Z kolei prezydent Prokopios Pavlopoulos, który w Mati pojawił się wczoraj (1 sierpnia), spotkał się zarówno z mieszkańcami, jak i przedstawicielami służb ratowniczych. Poprosił jednak media o to, by nie towarzyszyły mu podczas tego spotkania, co greccy dziennikarze uszanowali.