Ponad 130 manifestacji w 90 miastach kraju. Do strajku przeciw reformie kodeksu pracy wezwało aż 9 central związkowych. Strajkują m.in. lekarze, urzędnicy, policja i nauczyciele. Odwołano też 1/3 lotów.
Złość związkowców wywołały nowe plany prezydenta Emmanuela Macrona, który dla oszczędności budżetowych chce zlikwidować 120 tys. stanowisk pracy w sektorze publicznym. Nie planuje co prawda nikogo zwalniać, ale i też nie zatrudniać. 120 tys. miejsc pracy zniknie w ciągu najbliższych pięciu lat, gdy wykonujące tę pracę osoby odejdą na emeryturę. Związkowcy – jak podkreślają – wyszli więc na ulicę nie w obronie własnych praw, ale w interesie potencjalnych przyszłych pracowników urzędów, instytucji czy służb publicznych. Największe manifestacje odbyły się Paryżu, Nantes i Lyonie. W stolicy zorganizowano wielki marsz z Placu Republiki.
Dzisiejszy strajk poparło aż 9 central związkowych, w tym dwie ogromne – najliczniejsza w kraju CFDT oraz trzecia pod względem liczby członków – Force Ouvrière (FO). W sumie wszystkie popierające protesty centrale skupiają w sobie 5,4 miliona osób.
Mimo to, Francja nie została całkowicie sparaliżowana. Odwołanych zostało co prawda około 1/3 lotów, głównie z paryskich lotnisk Roissy i Orly oraz z wykorzystywanego przez tanie linie lotnicze lotniska Beauvais 85 kilometrów od Paryża. Pociągi i komunikacja miejska jeżdżą jednak w miarę normalnie. Francuska stolica nie została sparaliżowana, jak to wczoraj miało miejsce w Brukseli w sąsiedniej Belgii, gdy strajkowała niemal cała stołeczna sieć transportowa. Większość szkół została otwarta. Jak podała telewizja LCI zamknięta jest tylko co dziesiąta z nich. Częściej zamknięte są natomiast szkolne stołówki czy biblioteki. W niektórych szkołach średnich strajk nauczycieli poparli także sami uczniowie.
Związkowcy boją się prywatyzacji
Reforma kodeksu pracy była jednym z głównych punktów programu wyborczego Emmanuela Macrona. Przeciw pięciu rozporządzeniom, które uelastyczniły procedurę zwalniania z pracy, co ma zachęcić przedsiębiorców do zwiększenia zatrudnienia, we wrześniu protestowała już druga co do wielkości, powiązania z komunistami, frakcja związkowa CGT. Wtedy jednak pozostałe wielkie centrale stanęły z boku. Dziś mają do prezydenta swoje przesłanie. Przewodniczący CFDT Laurent Berger oskarżył władze, że zamiast leczyć sektor publiczny, „jedynie pogłębiając jego poważną chorobę”.
Natomiast lider FO Jean-Claude Mailly oświadczył, że „prezydencki plan zaciśnięcia sektorowi publicznemu pasa, postawił pytanie o to, czy służby publiczne we Francji w ogóle przetrwają”. Dodał, że wobec odchudzenia zatrudnienia w instytucjach czy urzędach publicznych, spodziewa się przekazania części obowiązków prywatnym podwykonawcom, na przykład w sektorze ochrony zdrowia. A to miałoby jego zdaniem być wstępem do prywatyzacji służb publicznych. Zapowiedział też, że kolejna manifestacja w tej sprawie odbędzie się za miesiąc.
Szefom CFDT i FO wtórowali dziś także przedstawiciele CGT. Sekretarz generalny tej centrali Philippe Martinez mówił na antenie radia France Info, że rozumie strajkujących urzędników. „Już teraz brakuje w tym sektorze pracowników i wiele osób nie może podołać swoim obowiązkom. Po zmianach sytuacja jeszcze się pogorszy” – podkreślił.
Rząd nie zamierza się ugiąć
Związki zawodowe skrytykował natomiast premier Francji Edouard Philippe. Na antenie radia Europe 1 zapewniał, że władze wprowadzają reformy właśnie dlatego, że chcą uzdrowić sektor publiczny. „Francja zawsze bardzo szanowała swoich urzędników. Nikt nie jest tu dyskryminowany. Bierzemy pełną odpowiedzialność za to co robimy” – mówił. Z kolei minister ds. działań i wydatków publicznych Gerald Darmanin zapowiedział, że rząd zaprosił przedstawicieli związków zawodowych na rozmowy 16 października.
Sam Emmanuel Macron już wielokrotnie zapowiadał, że liczy się z protestami przeciw swoim reformom gospodarczym. Przewidywał, że potrwać mogą one nawet kilka miesięcy. Nie zamierza jednak zrezygnować z reform dotyczących rynku pracy. Choć polegać one będą głównie na likwidacji części przywilejów pracowniczych, które są we Francji bardzo rozbudowane, Macron liczy, że w efekcie przyczynią się one do wzrostu zatrudnienia. Prezydent chce zmniejszyć w ciągu pięciu lat bezrobocie z obecnych 9,5 proc. do 7 proc. Na razie jednak mocno spada mu poparcie. We wrześniu zadowolonych z jego rządów było tylko 30 proc. Francuzów.