Kolumna licząca – według różnych źródeł – od 7 do 9 tys. osób dotarła już do Gwatemali. Ich celem są USA, w których zmienia się właśnie prezydencka administracja. Hondurascy migranci liczą, że Waszyngton złagodzi politykę migracyjną.
Kolumna jest w drodze od ostatniego piątku (15 stycznia), a wyruszyła z miasta San Pedro Sula, nazywanego „przemysłowym sercem kraju” i położonego o 180 kilometrów na północ od stolicy Hondurasu – miasta Tegucigalpa.
Początkowo grupa nie była tak liczna, ale po drodze dołączały do niej kolejne osoby. Honduras to najbiedniejszy kraj Ameryki Środkowej, w którym oprócz biedy panują także wysoka przestępczość i bardzo duża korupcja.
Dlatego mieszkańcy Hondurasu bardzo często i tłumnie emigrują, bardzo wielu z nich mieszka w krajach ościennych – Gwatemali, Nikaragui czy Salwadorze, a także w pobliskim Meksyku. Ale kraje te są tylko nieco bogatsze i bezpieczniejsze od Hondurasu, więc część osób próbuje dostać się dalej na północ – do USA.
Honduras – jedno z najniebezpieczniejszych państw świata
Ponieważ Honduras opanowany jest przez zorganizowane gangi, z którymi słaba władza państwowa i lokalna albo nie chce, albo nie potrafi sobie poradzić, migranci z tego kraju liczą, że Stany Zjednoczone przyjmą ich z powodów humanitarnych.
Honduras bowiem dorobił się już miana jednego z najniebezpieczniejszych krajów świata. Zaś wśród tych, w których nie toczy się wojna, uchodzi za najbardziej niebezpieczny i pełen przemocy, także wobec kobiet.
Część z osób w kolumnie uciekinierów z Hondurasu rzeczywiście opuszcza swój kraj z powodu obaw przed zemstą gangów, którym się nie podporządkowali. Inni uciekają przed wieloletnim bezrobociem, nędzą czy brakiem jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.
Opieka zdrowotna czy system edukacji są w Hondurasie bardzo słabe. Ludzie poważnie chory praktycznie nie mają szans na skuteczne leczenie, o ile nie dysponują dużymi pieniędzmi. Młodzież ma też małe szanse na zdobycie wyższego wykształcenia.
Trump straszył uciekinierami z Hondurasu
Gdy w Waszyngtonie nastała administracja Donalda Trumpa, amerykańska polityka migracyjna uległa zaostrzeniu. Do USA było o wiele trudniej się dostać, a służby graniczne odprawiały uciekinierów z Hondurasu. Niewielu z nich udało się przekonać amerykańskie władze, że naprawdę opuściły swój kraj z powodów humanitarnych.
Co więcej, Trump uzasadniał zaostrzenie polityki migracyjnej – oprócz straszenia meksykańskimi emigrantami zarobkowymi – właśnie ciągnącymi ku USA w latach 2018-2019 kolumnami uciekinierów z Hondurasu.
Przekonywał, że wśród nich są członkowie narkotykowych gangów, którzy chcą udając uchodźców przeniknąć na amerykańskie terytorium, aby prowadzić tam przestępczą działalność.
USA porozumiały się też z Gwatemalą, aby jej służby zatrzymywały jak najwięcej mieszkańców Hondurasu krótko po tym jak opuścili oni swój kraj. Potem ten szlak migracyjny mocno ograniczyła pandemia COVID-19.
Teraz jednak gwatemalskie służby najpierw Honduran wpuściły, bo w grupie jest wiele kobiet i dzieci, ale potem poinformowały, że mogą ją zatrzymać już na granicy gwatemalsko-meksykańskiej, a nawet autobusami odwieźć z powrotem do Hondurasu.
Mała szansa, że Honduranie dotrą do USA
Szef amerykańskiego Urzędu Ochrony Granicznej i Celnej Mark Morgan wydał apel do migrantów z Hondurasu, aby zawrócili i „nie tracili czasu, pieniędzy oraz nie narażali zdrowia próbując się przedostać do USA”. Przypomniał też, że amerykańsko-gwatemalska umowa migracyjna wciąż obowiązuje.
Co więcej, USA mają też umowę migracyjną z Meksykiem, którego służby zawracają Honduran z powrotem do Gwatemali. Południowa granicy meksykańska została wzmocniona aż 26 tys. dodatkowych funkcjonariuszami i żołnierzami.
Natomiast Trump wprowadził w ostatni piątek stan wyjątkowy na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Po raz ostatni ogłaszał go w tym rejonie w lutym 2019 r. Meksyk zaś wysłał kolejne patrole wojskowe na swoją granicę z Gwatemalą.
Dlatego jest bardzo mało prawdopodobne, aby kolumnie uciekinierów z Hondurasu udało się przedostać do USA. Tym bardziej, że zdecydowana większość z nich nie ma zamiaru przekraczać granic nielegalnie. Chcą na amerykańskich posterunkach złożyć wnioski o status uchodźcy.
O ile bowiem za czasów Trumpa mieli nikłą szansę na ich pozytywne rozpatrzenie, o tyle zmiana w Białym Domu daje im jakieś nadzieje. W czasach prezydentury Baracka Obamy otrzymać azyl w USA było Honduranom o wiele łatwiej.
Test dla nowego prezydenta
Joe Biden w swojej kampanii wyborczej co prawda zapowiadał złagodzenie polityki migracyjnej i wnikliwsze przyglądanie się historiom potencjalnych azylantów, aby osobom które naprawdę potrzebują pomocy, udzielić schronienia.
Dlatego, gdyby jednak Honduranom udało się dotrzeć do granicy meksykańsko-amerykańskiej, byłby to bardzo poważny test dla rozpoczynającej urzędowanie w najbliższą środę (20 stycznia) administracji prezydenckiej Bidena.
Tyle, że sam prezydent-elekt studzi już nastroje kandydatów na azylantów. Już kilka tygodni temu oświadczył, że złagodzenie polityki migracyjnej i nadanie jej „bardziej humanitarnego wymiaru” nie nastąpi tuż po tym jak obejmie prezydenturę. Według niego zajmie to przynajmniej pół roku.