Co najmniej 4 mln mieszkańców etiopskiego regionu Tigraj cierpi według danych ONZ z powodu głodu lub niedoboru żywności. To prawie 80 proc. mieszkańców tego obszaru. 350 tys. z nich jest zaś już zagrożonych śmiercią głodową.
Tigraj to zamieszkana przez 5,2 mln osób prowincja na północy Etiopii granicząca z Erytreą. 95 proc. mieszkańców stanowią Tigrajczycy – trzecia po Oromo i Amharach najliczniejsza etiopska grupa etniczna.
Lud ten ma jednak opinię wojowniczego. Tigrajczycy są zaprawieni w wielu bojach ostatnich dekad. To ich oddziały – działające w ramach Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju (TPLF) – stanowiły trzon Etiopskiego Ludowo-Rewolucyjnego Frontu Demokratycznego, który obalił w 1991 r. komunistyczny reżim Mengystu Hajle Marjama.
W Etiopii od lat dominują jednak najliczniejsi Oromowie (ok. 34 proc. ludności) i Amharowie (ok. 27 proc. ludności). Z tej pierwszej grupy etnicznej wywodził się np. Mengystu, a z tej drugiej – obalony przez późniejszego komunistycznego dyktatora – cesarz Hajle Sellasje. Tigrajczycy stanowią zaś około 7 proc. ludności.
Tło konfliktu
Do ubiegłego roku w Etiopii rządziła koalicja, której częścią był TPLF. Od dłuższego czasu dochodziło jednak do coraz poważniejszych sporów między Tigrajczykami z premierem Etiopii Abiy Ahmedem Alim.
Napięcie gwałtownie wzrosło w październiku 2020 r., gdy rząd federalny usiłował narzucić Tigrajowi wojskowego gubernatora, który miał w prowincji zaprowadzić porządek zgodny z wolą władz w Addis Abebie. Nie został jednak przez Tigrajczyków wpuszczony do stolicy regionu – Makalle.
Na początku listopada zaczęło dochodzić do pierwszych potyczek między oddziałami TPLF, a armią federalną. 4 listopada wojska rządowe rozpoczęły ofensywę na Tigraj, a pod koniec tego miesiąca przejęły kontrolę nad dużą częścią północnej prowincji, w tym najważniejszymi jej miastami.
Walki doprowadziły do ucieczki wielu Tigrajczyków. Ponad 1 mln z nich opuścił swoje domy, a dziesiątki tysięcy zbiegły do Sudanu. Ci, którym udało się opuścić Etiopię opowiadali o dużej brutalności etiopskich wojsk federalnych – mordach na cywilach, gwałtach i czystkach etnicznych.
OCHA: Sytuacja poważna tak jak w latach 80.
Tigraj jeszcze przed ubiegłoroczną wojną był regionem biednym i pełnym humanitarnych problemów. W ostatnich latach przybyły tam bowiem setki tysięcy ludzi uciekających przed wojnami w Erytrei i Sudanie Południowym. Po tym jak swoje domy w ubiegłym roku opuścili Tigrajczycy, region stał się centrum wielkiego kryzysu uchodźczego.
Jak w ostatnich dniach alarmują różne instytucje ONZ, sytuacja w Tigraju jest katastrofalna. Według wspólnego raportu Światowego Programu Żywnościowego (WFP), Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), głodem lub niedożywieniem zagrożonych jest już 4 mln ludzi, a 350 tys. z nich cierpi na głód katastrofalny, a więc grozi im śmierć głodowa.
Głód katastrofalny (famine) to najwyższy stopień w pięciostopniowej oenzetowskiej skali zagrożenia związanego z brakiem żywności. Według dyrektora Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) Marka Lowcocka z głodu zmarły już w Tigraju setki ludzi. Jeśli pomoc nie zostanie tam dostarczona natychmiast, zaczną umierać tysiące.
„Obecna sytuacja zaczyna już przypominać kolosalną tragedię, jaką był głód w Etiopii w latach 1984-1985. Myślenie, że to może się ponownie zdarzyć, jest uzasadnione, o ile nie poprawią się działania podejmowane w tej sprawie” – powiedział Lowcock.
Rząd Etiopii celowo głodzi Tigrajczyków?
Ogromnym problemem jest obecnie niedożywienie dzieci, które pozostawi trwały ślad w ich organizmach, zwłaszcza jeśli maja mniej niż pięć lat. Według danych UNICEF nawet 33 tys. małych Tigrajczyków może nie dożyć do końca roku. Równie groźne jest niedożywienie kobiet w ciąży oraz matek karmiących.
ONZ wzywa społeczność międzynarodową do natychmiastowego udzielenia pomocy żywnościowej mieszkańcom Tigraju. Ale barierą jest nie tylko brak pieniędzy czy zapasów, ale przede wszystkim kłopot z dotarciem na tereny, na których sytuacja jest najtrudniejsza.
Duża część Tigraju to bowiem wciąż formalnie strefa wojenna, a potyczki między oddziałami TPLF, a armią federalną wciąż mają miejsce. OCHA jednak przekonuje, że nałożona w ubiegłym roku wojskowa blokada zbuntowanego regionu jest nieuzasadniona.
Pracownicy organizacji pomocowych nie mogą dotrzeć do wszystkich części Tigraju, do których chcą. Ponadto kilkakrotnie padali ofiarą zbrojnych napaści. Dyrektor OCHA wprost oskarżył władze Etiopii, że celowo piętrzą trudności, aby pomoc docierała tylko na tereny, na których ludność podporządkowała się już rządowi federalnemu. W innych rejonach mieszkańcy mają być zaś głodzeni celowo, aby złamać ich opór.
„Wobec co najmniej 1 mln Tigrajczyków głód jest z premedytacją używany jako broń. Etiopskie władze nie wahają się zagłodzić części mieszkańców kraju” – stwierdził Mark Lowcock. Premier Abiy Ahmed, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 2019 r., odrzucił jednak te oskarżenia i nazwał je „bezpodstawnymi”, a szef etiopskiej komisji ds. zarządzania ryzykiem Mitiku Kassa oskarżył o atakowanie konwojów z pomocą humanitarną tigrajskich partyzantów.
UE gotowa wysłać pomoc
Klęska głodu na północy Etiopii jest przedmiotem międzynarodowych rozmów na najwyższym szczeblu. O konieczności wysłania do Tigraju większej pomocy rozmawiała już Rada Bezpieczeństwa ONZ. Temat ten poruszono także podczas niedawnego szczytu G7 w Wielkiej Brytanii. Ale wciąż wskazuje się na problem dostępu do całego tigrajskiego terytorium.
„Aby uniknąć katastrofy humanitarnej, cała społeczność międzynarodowa musi działać bezpośrednio i zakulisowo, ale przede wszystkim szybko i zdecydowanie” – powiedział unijny komisarz ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarčič.
Unia Europejska zapowiada, że jest gotowa do wysłania pomocy humanitarnej w każdej chwili, jeśli będzie można dotrzeć do wszystkich części Tigraju, a nie tylko tylko tych, które podporządkowały się władzom w Addis Abebie.