Fabrice Leggeri złożył rezygnację ze stanowiska szefa Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex). Decyzja wchodzi w życie ze skutkiem natychmiastowym. Związana jest z ujawnieniem tuszowania tzw. push-backów, czyli odpychania na Morzu Śródziemnym łodzi z migrantami.
Sprawa ma swoje korzenie w śledztwie, jakie koordynował niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, a uczestniczył w nim m.in. brytyjski „Guardian”. Dziennikarzom udało się dotrzeć do wewnętrznych dokumentów Frontexu, w których wyliczono, że tylko w latach 2020-2021 doszło do zawrócenia 957 migrantów, których łodzie były już unijnych wodach terytorialnych.
Push-backi na greckich wodach
Proceder tzw. push-backów jest nielegalny w świetle prawa międzynarodowego. Przypadki takie miały miejsce według organizacji niosących pomoc migrantom m.in. na greckich wodach terytorialnych w 2017 r. Greckiej straży przybrzeżnej mieli wówczas pomagać lub bezczynnie się temu przyglądać także funkcjonariusze Frontexu. Mowa była wtedy o sześciu incydentach.
Teraz jednak ujawniona przez media tzw. baza Jora dokumentuje 957 przypadków – jak to w niej ujęto – „zapobiegania wjazdom”. Było to nie tylko odpychanie łodzi (np. poprzez wywoływanie motorówką fali spychającej ponton w kierunku, z którego przypłynął), ale nawet przypadki odstawiania osób, które dotarły już do Grecji z powrotem na tureckie wody bez dania im szansy na złożenie wniosku o azyl.
W bazie Jora jest np. opisany przypadek z 28 maja 2021 r., gdy 50 osób z wyspy Lesbos zostało zabranych z powrotem na Morze Egejskie. Ich ponton tam po prostu odholowano. Baza nie służyła jednak ujawnianiu takich przypadków, a ich zamiataniu pod dywan. Właśnie w związku z tą odpowiedzialnością Fabrice Leggeri podał się do dymisji.
Leggeri napisał list do współpracowników
W przesłanym dziś (29 kwietnia) do pracowników Frontexu liście – do którego treści dotarł EURACTIV – napisał, że nie zgadza się z oskarżeniami o tuszowanie push-backów, a także z kierowaniem zarzutów przeciw niemu i jego najbliższym współpracownikom. Stwierdził jednak, że nie może dalej kierować unijną agencją, bo nie zgadza się z tym w co próbuje się jego zdaniem przekształcić Frontex.
„Przez ostatnie dwa lata obserwuję to jak dyskretnie, ale skutecznie zmienia się narracja nam towarzysząca. Według niej główną zasadą Frontexu powinno się stać w praktyce stanowienie jakiegoś kolejnego ciała zajmującego się prawami podstawowymi i monitorowaniem tego, jak przestrzegają ich państwa członkowskie. (…) Według mojej wizji Frontex powinien być instytucją o zdolnościach operacyjnych (…), która wspiera państwa członkowskie w ochronie prawa i dobrego funkcjonowania nasze wspólnego obszaru wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości” – napisał Leggeri. Dodał, że w jego ocenie „państwa członkowskie właśnie tego oczekują”.
Europosłowie chcą Komisji Śledczej
Ale Leggeri ma na głowie nie tylko śledztwo dziennikarskie, ale także dochodzenie, jakie wszczął Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Bo o tuszowaniu push-backów miał decydować sam szef Frontexu.
I właśnie to jest większym dla Leggeriego problemem niż samo odpychanie łodzi z migrantami. „Der Spiegel” napisał, że szefa Frontexu obciążają zeznania 20 świadków, a funkcjonariusze OLAF przeszukali już jego biuro.
Tymczasowo kierowanie Frontexem przejęła Aija Kalnaja, która do niedawna była wicekomendantką policji na Łotwie. Tymczasem część europosłów (głównie z frakcji lewicowych oraz z liberalnej Odnowić Europę) domaga się już od kilkunastu dni w sprawie afery we Frontexie komisji śledczej w Parlamencie Europejskim.