Komisja Europejska zdecydowała o zawieszeniu dotacji dla przedsiębiorstw związanych z premierem Czech Andrejem Babiszem. Chodzi o potencjalny konflikt interesów i nieuprawnione czerpanie dochodów ze spółek, którmi Babisz zarządzał przed objęciem urzędu.
Decyzja KE jest wynikiem nagromadzenia niejasności wokół wielkiego czeskiego holdingu rolnego Agrofert, który do niedawna był najważniejszym elementem biznesowego imperium Andreja Babisza. Po tym, gdy objął on funkcję szefa rządu, przekazał udziały w tym koncernie do funduszu powierniczego. Miało to wyeliminować wszelkie groźby zaistnienia konfliktu interesów.
Komisja ma wątpliwości
Podejrzenia, że Babisz w dalszym ciągu czerpie jednak dochody ze związków z Agroferetem pojawiły się w Czechach już kilka miesięcy temu. Pod koniec listopada także służby prawne Komisji Europejskie przedstawiły opinie, że nawet po przekazaniu udziałów do funduszu powierniczego istnieje ryzyko pojawienia się konfliktu interesów. Premier nadzoruje bowiem całą politykę gospodarczą rządu, w tym także priorytety polityki rolnej. Dlatego od 2 sierpnia wszelkie fundusze unijne dla Agrofertu są zablokowane.
Teraz podobnie może być w przypadku innych firm powiązanych z Babiszem. Europosłowie przygotowali bowiem rezolucję wzywającą KE do podjęcia takich działań. O tym, że jest to możliwe, komisarz Guenther Oettinger mówił podczas debaty zorganizowanej w Parlamencie Europejskim z inicjatywy frakcji Zielonych pt. „Konflikt interesów, a ochrona budżetu Unii Europejskiej w Republice Czeskiej”. Przy projekcie rezolucji pracowała także niemiecka europosłanka z frakcji Europejskiej Partii Ludowej Ingeborg Grässle, która od dawna zajmuje się Agrofertem i kwestią otrzymywanych przez ten holding funduszy unijnych.
Babisz zaprzecza
Czeski premier po raz kolejny zaprzeczył jednak oskarżeniom. „Nie mam żadnego konfliktu interesów, działam zgodnie z naszym prawem. Jesteśmy w kontakcie z Komisją Europejską i zakładam, że kwestia zostanie niebawem rozwiązana” – mówił. Dodał, że fundusze europejskie są ściśle kontrolowane, a ich wydatkowanie podlega dokładnym unijnym audytom. „Nie wtrącam się w to i nie mam na to żadnego wpływu” – zapewniał Babisz.
Stwierdził również, że cała sprawa to element nagonki na niego ze strony czeskiej opozycji, a debata w PE ma związek ze zbliżającą się europejską kampanią wyborczą i chęcią niektórych europosłów, aby w ten sposób o sobie przypomnieć. W debacie w PE głos zabrało 20 mówców. Połowa z nich była europosłami z Czech. „Niechęć do mnie przeniosła się z czeskiego parlamentu do Parlamentu Europejskiego, a nasi europosłowie są tymi, którzy to tam chętnie prezentują i szkodzą mi, szkodzą naszemu krajowi. Mierzi mnie to” – skomentował Babisz.