„Brexit nie skończy się 31 października czy 31 stycznia. Przeciwnie, po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE wejdziemy w nową fazę, ale problemy dla Zjednoczonego Królestwa oraz Irlandii nie znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki” – powiedział przed spotkaniem z Borisem Johnsonem premier Irlandii Leo Varadkar.
Wystąpienie Leo Varadkara przed spotkaniem z Borisem Johnsonem w Dublinie poświęcone było uświadomieniu brytyjskiemu premierowi zagrożeń, jakie niesie za sobą wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskie bez porozumienia. Szef irlandzkiego rządu podkreślił też, że kwestionowanie tzw. irlandzkiego bezpiecznika (backstopu) przybliża realizację scenariusza tzw. twardego brexitu.
Irlandzkie przestrogi
„Brexit nie skończy się 31 października czy 31 stycznia. Przeciwnie, po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE wejdziemy w nową fazę, ale problemy dla Zjednoczonego Królestwa oraz Irlandii nie znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”. „W przypadku braku porozumienia, konsekwencje będą złe zarówno dla Brytyjczyków, jak i Irlandczyków” – ostrzegł Varadkar.
Dlatego „musimy wrócić do stołu negocjacyjnego i zacząć od zera”. Najpilniejsze sprawy to kwestia praw obywateli, finanse oraz przede wszystkim granica między Irlandią i Irlandią Północną. Czyli wszystko, co zostało już wypracowane z rządem Theresy May„, dodał Leo Varadkar.
Skrucha Johnsona?
Nie wiadomo, na ile wydarzenia ubiegłego tygodnia zmieniły optykę Borisa Johnsona, który przez ostatnie tygodnie zapewniał, że będzie dążył do brexitu „bez względu na wszystko”. Jednak utrata 21 parlamentarzystów Partii Konserwatywnej, kolejne dymisje w rządzie, w tym ta najboleśniejsza oraz brak zgody Izby Gmin na realizację brexitu bez porozumienia oraz nowe wybory spowodowały zmianę tonu brytyjskiego premiera.
Johnson przemawiając w Londynie wydawał się być innym człowiekiem, gotowym do porozumienia, co zresztą sam zadeklarował: „Również chcę porozumienia. Dokładnie przeanalizowałem konsekwencje twardego brexitu. Jego realizacją byłaby polityczną porażką, za którą wszyscy bylibyśmy odpowiedzialni”.
Trudno oceniać szczerość intencji brytyjskiego przywódcy. Papierkiem lakmusowym mogłyby być jego poczynania. Tymczasem biuro premiera potwierdza zamiar doprowadzenia do realizacji zawieszenia prac parlamentu. Przez najbliższe pięć tygodni działania Izby Gmin zostałyby wstrzymane a posłowie straciliby możliwość inicjatywy.