Do amerykańskiego Senatu trafiła ustawa rozszerzającą sankcje za udział przy budowie gazociągu Nord Stream 2. Powód? USA uznają cały projekt za rosyjskie narzędzie polityczne wymierzone w kraje Europy Środkowo–Wschodniej.
Projekt ustawy przedstawiony przez senatorów Jeanne Shaheen (Partia Demokratyczna) i Teda Cruza (Partia Republikańska) przewiduje dodatkowe sankcje dla osób zaangażowanych w budowę Nord Stream 2. Zdaniem ekspertów, projekt przedstawiony przez amerykańskich polityków ma potencjał, aby odwieść Rosję od budowy gazociągu w proponowanej formie. W końcu pod wpływem ubiegłorocznej transzy amerykańskich sankcji szwajcarskie przedsiębiorstwo Allseas wstrzymało prace przy układaniu rurociągu. Teraz jednak Amerykanie chcą ostatecznie zablokować gazociąg.
Rosyjska kotwica interesów w Europie
Rozszerzenie obecnych sankcji przedstawionych w projekcie ustawy mogłoby uniemożliwić ubezpieczenie oraz certyfikację, bez których nie można rozpocząć dostaw gazu. Senator Cruz dodaje, że projekt ustawy rozszerzającej restrykcje daje jasno do zrozumienia, że osoby zaangażowane w budowę gazociągu zostaną poddane natychmiastowym sankcjom.
Senatorka Jeanne Shaheen również odniosła się do planowanej budowy rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2, określając projekt jako „zagrażający niezależności energetycznej Ukrainy i Europy”. „Gazociąg daje Rosji okazję na wykorzystanie polityczne naszych sojuszników”, dodaje.
Zdaniem Amerykanów budowa rosyjskiej infrastruktury gazowej w Europie Środkowo-Wschodniej może doprowadzić do zwiększenia dominacji Kremla, tym samym utrudniając rozwój konkurencji – a to może zaowocować wzrostem cen gazu. „Jest ponadpartyjny konsensus w obu izbach, że rosyjski gazociąg Nord Stream 2 stanowi krytyczne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Ameryki i nie może zostać ukończony” komentuje Cruz.
Inny senator, John Barasso (Partia Republikańska), uważa natomiast, że rozszerzenie sankcji może powstrzymać Rosję od wzmocnienia swojego geopolitycznego wpływu, a sama budowa gazociągu to „rosyjska pułapka”.
Co na to Niemcy?
Aby ustawa weszła w życie, musi zostać przyjęta przez Senat i podpisana przez prezydenta Donalda Trumpa.
Tymczasem kolejne sankcje nie podobają się Niemcom. Wielu polityków i firm energetycznych w Niemczech popiera budowę Nord Stream 2. Berlin argumentuje swoje poparcie dla projektu tym, że dąży do zaprzestania wykorzystywania węgla i energii jądrowej, które uważają odpowiednio za brudne i niebezpieczne źródła energii. W zamian chcą jeszcze przez pewien czas wykorzystywać gaz, który uważają za optymalne rozwiązanie przejściowe, zanim przejdą całkowicie na odnawialne źródła energii.
W odpowiedzi na amerykańskie sankcje grupa deputowanych z niemieckiej skrajnie prawicowej Alternatywy Dla Niemiec (AfD) wystosowała interpelację, w której możemy przeczytać m.in., że „Stany Zjednoczone lekceważą suwerenność Niemiec i głęboko ingerują w sprawy wewnętrzne, godząc w dwustronny prywatny projekt gospodarczy”. Ponadto zdaniem polityków AfD działania USA to „ograniczenie wolnej konkurencji i atak gospodarczy na europejskie dostawy energii”.
Odnosząc się do zapytania deputowanych, Rząd Federalny wyraźnie podkreślił, że budowa Nord Stream 2 nie zagraża relacjom z USA. Zaś na pytanie AfD, czy zgadza się z poglądem, że polityka USA jest przejawem agresywnej polityki przeciwko suwerenności narodów europejskich, podkreślił, że nie może się z taką tezą zgodzić. „USA pozostają naszym najważniejszym pozaeuropejskim partnerem w zakresie bezpieczeństwa”.
Jednocześnie, przy okazji poprzednich sankcji nałożonych w grudniu 2019 r., minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas mówił, że „decyzje na temat europejskiej polityki zagranicznej zapadają w Europie, a nie w USA”, co pokazuje, że mimo zapewnień o dobrych relacjach, Niemcy nie są zadowoleni z blokowania projektu, który mieli nadzieje ukończyć wraz z Rosją. W Rosji pojawiły się nawet spekulacje, że niedawna odmowa przez kanclerz Angelę Merkel przylotu do USA na szczyt G7 ma związek wcale nie z pandemią, a właśnie ze sporem na tle sankcji na Nord Stream 2.