Od soboty pasażerowie transportu publicznego w księstwie nie muszą płacić za przejazdy komunikacją miejską. Czy to krok, który rozwiąże problemy komunikacyjne Luksemburga?
Wciśnięte między Niemcy a Francję Wielkie Księstwo Luksemburga przoduje pod wieloma względami wśród państw Unii Europejskiej, jak w przypadku pensji minimalnej. Od soboty (29 lutego) w kraju liczącym mniej więcej tyle mieszkańców co Gdańsk (ok. 600 tys.) nie trzeba kasować biletów w komunikacji miejskiej. Rząd przekonuje, że to posunięcie w kierunku promowania ekologii oraz zmniejszenia ulicznych korków. Czy przyniesie pożądane efekty?
Spełniona obietnica
Zacznijmy od faktów. Od soboty bilety nie są wymagane w większości środków komunikacji miejskiej: w autobusach, tramwajach czy pociągach poza kilkoma wyjątkami. Dotyczą one pociągów dalekobieżnych oraz niektórych nocnych linii autobusowych. Darmowe przejazdy obiecał jeszcze w 2018 r. premier Xavier Bettel – i obietnicy dotrzymał. Rząd argumentuje, że oficjalnym powodem wprowadzenia zmian są ciągłe korki. Ruch samochodowy przyczynia się do produkowania coraz większych emisji CO2.
Tak więc – jak argumentuje rządząca krajem koalicja socjalistów i zielonych – najlepszym rozwiązaniem dla trapiących księstwo korki jest promocja transportu zbiorowego. Skąd w drugim najmniejszym państwie UE taki ruch? Przyczyn jest wiele, jednak do najważniejszych należą dojazdy osób z sąsiednich państw – z Francji, Niemiec i Belgii – do miejsc pracy. Szacuje się, że każdego dnia około 200 tys. osób przekracza granicę Luksemburga generując korki.
Opłacalne zmiany?
Luksemburg od lat inwestuje w promocję transportu publicznego poprzez cykliczne zmniejszanie cen biletów komunikacji. Do niedawna za całodniowy bilet trzeba było zapłacić 4 euro. Z kolei za bilet miesięczny należało uiścić 40 euro – w ramach zachęt skierowanych głównie do słabiej zarabiających czy młodych osób. Dlaczego więc to samochód nadal jest najpopularniejszym środkiem transportu w Księstwie? Eksperci zwracają uwagę, że z powodu sieci komunikacji miejskiej. Szczególnie uciążliwie są odległości do przystanków poza stolicą. To przyczynia się głównie do zniechęcania potencjalnych pasażerów.
Jak reforma rządu przełoży się na finanse Luksemburga? Szacuje się, że każdego roku do kasy państwa wpłynie mniej o 41 mln euro. Roczny koszt komunikacji miejskiej opiewa na 500 mln euro. Bez brakujących środków trudniej będzie przeprowadzić modernizację taboru, powiedział cytowany przez światowe agencje jeden z przedstawicieli związków zawodowych. Rząd przekonuje, że to niewielka zmiana dla budżetu, która łatwo zostanie pokryta ze środków centralnych. Minister transportu i wicepremier François Bausch z Zielonych przekonuje, że braki „zostaną pokryte z podatków”.
Kraj paradoksów?
W najbliższych latach Luksemburg zamierza mocno postawić na zrównoważony transport publiczny. W planach jest oddanie do użytku 600 km nowych ścieżek rowerowych, inwestycji w publiczne przestrzenie dla wypoczynku dla mieszkańców. Do 2030 r. w lokalnym transporcie mają działać wyłącznie pojazdy elektryczne. Luksemburg jest określany mianem raju podatkowego. Jest siedzibą dla 137 banków z 28 państw świata. Z tego powodu księstwo jest także nazywane jedną ze stolic światowego kapitalizmu, gdzie menedżerowie, prawnicy, bankowcy i audytorzy pracują nad zwiększeniem zysków dla swoich korporacji, często kosztem sprawiedliwego opodatkowania w innych państwach.
Jednak na tym idyllicznym wizerunku znajdują się pewne rysy. W ubiegłym tygodniu Komisja ostrzegła w ramach cyklicznego semestralnego raportu, że spośród państw członkowskich UE, więcej osób zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym (w Luksemburgu to prawie 21,9 proc. w 2018 r.) mieszka tylko w Rumunii. Jednym z powodów są wysokie ceny mieszkań, które rosną z roku na rok. To stąd bierze się tak duży ruch na granicach – wspomniane 200 tys. osób dojeżdżających do pracy, które wolą spędzić więcej czasu na dojazdach niż zamieszkać bliżej miejsca pracy. Średnia pensja według Eurostatu wynosi w Luksemburgu 2142 euro.