Widać, że program, który zapowiadano jako remedium na polski smog – i słusznie, bo jeżeli zlikwidujemy 3 mln „kopciuchów”, to również połowa polskiego zanieczyszczenia powietrza zostanie zlikwidowana – działa w bardzo ograniczonym stopniu, podkreśla w rozmowie z EURACTIV.pl Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Rozmowa z Piotrem Siergiejem z PAS dostępna jest także także w formie podkastu w serwisach: Spotify, Soundcloud, Apple Podcasts i Google Podcasts.
Joanna Jakubowska, EURACTIV.pl: Co wpływa na fakt, że wśród 50 miast europejskich z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem aż 36 jest w Polsce? Czy „kopciuchy” to jedyne źródło problemu?
Piotr Siergiej: Generalizując, tak – może to nie jedyne, ale najważniejsze źródło problemu w Polsce. Zwłaszcza w małych i średnich miejscowościach, a nawet wsiach.
W aglomeracjach takich, jak Warszawa, Wrocław, Kraków czy Poznań szczególnie w okresie wiosenno-letnim przeważający wpływ mają zanieczyszczenia pochodzące z transportu samochodowego.
W 2018 r. po raz pierwszy przedstawiono program „Czyste powietrze”. Premier zapowiedział wymianę 3 mln „kopciuchów” i wydatkowanie ponad 100 mld złotych na ocieplanie domów i wymianę kotłów. Jak wygląda realizacja programu po trzech latach?
W ramach programu „Czyste powietrze” zaplanowano środki w wysokości 103 mld złotych. To dużo, jednak obecnie po trzech latach jest on w jednej czwartej swojego biegu.
Powinno być w tym momencie, patrząc na założenia premiera i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, blisko 750 tys. wniosków złożonych o ocieplenie domu i wymianę źródła ciepła. Tymczasem złożono ich trochę ponad 200 tys. Nie jesteśmy nawet w jednej trzeciej planu.
Jeżeli chodzi o zakończone inwestycje, to zaledwie 70 tys. domów ocieplono i wymieniono w nich źródło ciepła. Zakończone inwestycje nie stanowią nawet 10 proc. planu na obecny okres.
Widać, że program, który zapowiadano jako remedium na polski smog – i słusznie, bo jeżeli zlikwidujemy 3 mln „kopciuchów”, to również połowa polskiego zanieczyszczenia powietrza zostanie zlikwidowana – działa w bardzo ograniczonym stopniu.
Czy jakikolwiek wpływ na tę sytuację będzie mieć Krajowy Plan Odbudowy? Jest on krytykowany za małą transparentność, ale wiadomo, że ponad 3 mld euro ma zostać przeznaczone właśnie na program „Czyste powietrze”. Czy są może znane bliższe szczegóły na temat wykorzystania tych środków?
Nie znamy jeszcze żadnych szczegółów. Sygnałem, z którego można wyciągnąć pewne wnioski jest opinia Bartłomieja Orła, pełnomocnika premiera ds. programu „Czyste powietrze”. Ostatnio w wywiadzie powiedział, że jego zdaniem dotacje na kotły węglowe powinny zostać wycofane.
Teraz ten program polega na tym, że jeśli zlikwidujemy „kopciucha” – ten pozaklasowy kocioł na węgiel lub drewno – możemy wystąpić o dotacje na kocioł gazowy, na pompę ciepła, ale również na kocioł węglowy – nowoczesny, tzw. „zasypowy”, piątej klasy.
Niedawno ogłoszono nową politykę energetyczną państwa, która mówi, że już niedługo, raptem za dziewięć lat, w 2030 r., nie będzie można palić węglem w polskich miastach, a w 2040 r. nie będzie można palić węglem w miastach i wsiach.
Wyobraźmy sobie teraz, że ktoś w ramach programu „Czyste powietrze” z dotacji rządowych kupuje sobie kocioł na węgiel i oto dowiaduje się, że za siedem czy osiem lat będzie musiał zezłomować ten kocioł, bo on – zgodnie z polityką energetyczną państwa – stanie się nielegalnym źródłem ciepła.
To jest zły pomysł i marnowanie pieniędzy budżetowych na źródła ciepła, które już niedługo będą zlikwidowane. Sygnałem, że być może zajdzie zmiana w programie jest właśnie opinia pełnomocnika ds. programu „Czyste powietrze”.
W 2018 r. Polska została oskarżona przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej o złamanie przepisu o normach czystego powietrza. Do walki ze smogiem wzywają też polscy samorządowcy, naukowcy, aktywiści – bardzo szerokie grono.
Takie apele mają faktyczny wpływ na decyzję podejmowane przez rząd? Jest szansa, by w najbliższych latach rzadziej widzieć smog za naszymi oknami?
Wydaje mi się, że raczej tak, ponieważ polityka rządu w tej chwili zaczęła przekierowywać się w stronę odejścia od ogrzewania węglem, więc być może jest na to szansa.
Mam nadzieję, że program „Czyste powietrze” rozkręci się. Na razie jesteśmy w fazie zapowiedzi ze strony Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który obiecuje, że od lata tego roku do dystrybucji środków z programu „Czyste powietrze” zostanie włączony sektor bankowy.
To może znacząco przyspieszyć aplikowanie do programu, bo wtedy nie dość, że będziemy mogli korzystać z dotacji, której będzie pośredniczył bank, to jeszcze będziemy mogli posiłkować się kredytem na resztę kosztów inwestycji ocieplenia domu lub wymiany źródła ciepła.
Dobrym sygnałem jest to, że rząd zdecydował się dofinansować gminy, które będą uczestniczyć w dystrybucji środków z programu, czyli tworzyć takie punkty, w których będzie można aplikować. Tutaj każda gmina ma otrzymać 30 tys. zł rocznie za uczestnictwo w programie. Jest trochę dobrych sygnałów, ale ja będę polegał na tym, co rzeczywiście się pojawi w programie. Na razie jesteśmy w fazie obietnic.
Mamy też problem z ludźmi najuboższymi. Program przewiduje dla nich większą pulę pieniędzy, natomiast żeby mogli oni dostać dofinansowanie, muszą najpierw wyłożyć własne środki. I to są niebagatelne kwoty, które mogą sięgać 30-40 tys. złotych. Trudno mi sobie wyobrazić, że osoba naprawdę uboga o niewielkich przychodach miesięcznych ma gdzieś w banku zaoszczędzoną taką sumę pieniędzy. Będzie to poważny problem, który Narodowy Fundusz musi rozwiązać.
Wracając do pytania, czy idziemy w dobrą stronę – patrzę na przykład Krakowa. To jest miasto, które jako pierwsze zdecydowało się na radykalne środki w walce z zanieczyszczeniem powietrza, tzn. zakazano tam palenia węglem i drewnem.
Dysponujemy wynikami badań, które mówią o tym, że w ciągu ostatnich siedmiu lat jakość powietrza w Krakowie poprawiła się o ponad 40 proc. To jest rzecz niebagatelna i nieporównywalna z innymi miastami w Polsce. Widać, że tego typu rozwiązania przynoszą mierzalny skutek w postaci poprawy jakości powietrza, nawet mimo tego, że „obwarzanek” krakowski wciąż dymi.
Mówimy o Krakowie, który ma większe środki i możliwości, jednak problem dotyczy też mniejszych miast. W rankingu opublikowanym przez Polski Alarm Smogowy widnieją, takie miejscowości jak Nowy Targ, Rybnik, Pszczyna. Czy w tych miejscach również podejmowane są jakieś działania, które zmierzają w dobrą stronę?
Rybnik jest bardzo ciekawym przykładem, bo to jest jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast w kraju i co roku sytuacja tam jest katastrofalna. Jednak z Rybnika płynie dużo dobrych sygnałów. Prezydent miasta, rada miasta, aktywiści i grupy społeczne, które tam działają – wszyscy są po jednej stronie i wszyscy chcą likwidacji „kopciuchów”. Tam zmiany świadomościowe są najszybsze, pomijając oczywiście Kraków.
Trzeba również pamiętać, że szybka wymiana źródeł ciepła nie jest łatwa w sytuacji, gdy miasto jest tak uzależnione od węgla jak Rybnik. Ten proces jest uzależniony oczywiście od środków, jakimi miasto dysponuje, ale również od determinacji samych urzędów miasta czy gminy.
Jeżeli mamy lokalne władze, które rozumieją problem i chcą się z nim uporać, to wtedy pojawiają się pieniądze i różne rozwiązania. Świadomość władz lokalnych jest kluczowa. Poprzez władze lokalne można dotrzeć do mieszkańców.
Naukowy z belgijskiego Uniwersytetu w Hasselt, przeprowadzili badania, w których stwierdzono, że u dzieci w Rybniku wykryto w moczu 425 proc. więcej rakotwórczego czarnego węgla niż u ich rówieśników np. w Strasburgu.
Jakie akcje edukacyjne podejmowane są zarówno przez rząd, ale też przez Polski Alarm Smogowy, aby nagłośnić wagę tego problemu?
Nie widziałem zbyt wielu akcji rządowych. Resort środowiska zapowiada stworzenie akcji edukacyjnej związanej z programem „Czyste powietrze”. Takie zapowiedzi słyszymy już od listopada 2020 r.
Przyznam, że jest to niezrozumiałe, gdy ministerstwo tworzy potężny program dotacyjny, ale nie przygotowuje związanej z nim kampanii informacyjnej. Środki przeznaczone na taką kampanię są minimalne w porównaniu z tymi 103 mld deklarowanymi na ocieplenie domów i wymianę kotłów. Liczę na to, że ministerstwo i Narodowy Fundusz się poprawią.
Polski Alarm Smogowy robi w miarę swoich skromnych środków to, co potrafi. Mamy w tym sezonie grzewczym dwie kampanie pomiarowe. Mierzyliśmy jakość powietrza w Małopolsce i w ośmiu miastach w „obwarzanku” warszawskim dowodząc, że jakość powietrza w tych miejscowościach wokół Warszawy jest dużo gorsza niż w samej stolicy.
Prowadziliśmy akcję, w której w 24 polskich miastach pojawiły się instalacje antysmogowe, które zakupiliśmy i które przemieszczały się z miasta do miasta. Na przyczepce samochodowej ustawiony był model ludzkich płuc wielkości 2-3 m, z białą tkaniną, w którą tłoczone było powietrze – w ten sposób one niejako oddychały. Zanieczyszczenia osiadały na tej białej materii.
Przez dwa tygodnie w każdej z tych miejscowości ta materia z bielutkiego, śnieżnego koloru przechodziła w szarości, grafity, dochodząc do koloru czarnego. To była bardzo dobra kampania edukacyjna, ponieważ wielu ludzi przechodząc na co dzień obok tych płuc obserwowało ich zaczernienie. To pokazywało, że to co osiada na instalacjach, osiada również w płucach przechodniów.