Z dwudziestomilionowego kraju w ciągu ostatniej dekady wyjechał pracować za granicę nawet co czwarty mieszkaniec. Rumuni protestują przeciwko skorumpowanej elicie politycznej, niskim dochodom i emeryturom, które zmuszają ich do emigracji.
Demonstracje trwały w Rumunii przez cały weekend. Mimo wysokich temperatur w piątek na ulice Bukaresztu wyszło co najmniej 80 tys. osób.
Dziesiątki tysięcy protestowały również w największych miastach w całym kraju: m.in. transylwańskiej Kluż-Napoce, siedmiogrodzkich Sybinie i Braszowie, a także Timisoarze na granicy z Serbią oraz w Jassy przy granicy z Mołdawią.
Do najbardziej brutalnych starć z policją doszło w piątek w Bukareszcie. Pokojowa manifestacja pod hasłami obalenia rządu i odejścia skorumpowanych polityków przerodziła się w zadymę, gdy dołączyli do niej rumuńscy kibole. W stronę funkcjonariuszy rzucali płyty chodnikowe, butelki, a nawet worki z uryną. Rannych zostało 30 policjantów oraz ponad 400 protestujących.
Ale zanim kibole dołączyli do protestu, demonstranci już wcześniej skarżyli się na brutalność policji, która bez powodu rozpylała gaz łzawiący w stronę tłumu, używała armatek wodnych oraz atakowała na oślep.
Ranny w starciu został kamerzysta austriackiej telewizji publicznej ÖRF, który twierdził, że wraz z reporterem kilkukrotnie krzyczeli w stronę policjantów, że są dziennikarzami. Kanclerz Austrii Sebastian Kurz zażądał oficjalnych wyjaśnień od Rumunii w sprawie zajść i ataku na ekipę austriackiej telewizji.
Rumuńska policja wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że jej działania miały wyłącznie „charakter defensywny”, a „służby reagowały tylko wtedy, gdy były atakowane”. Odmienne zdanie mają w tej sprawie demonstranci. Dziesiątki z nich złożyły skargi na zachowanie policji ze względu na nieuzasadnione użycie siły podczas protestów.
W weekendowych demonstracjach liczny udział wzięli rumuńscy emigranci, którzy do kraju przyjechali specjalnie z różnych stron Europy. Na jednym z nagrań z protestów widać mężczyznę rozmawiającego z policjantem mającym za chwilę ruszyć do pacyfikacji demonstrantów. – Czy wiesz, jak to jest pracować jak niewolnik w Niemczech? Wiesz, jak to jest wrócić do kraju, który sam się wyprzedaje i daje mojemu dziadkowi emeryturę w wysokości 85 euro? 85 euro, człowieku! – mówi do wyraźnie zmieszanego policjanta.
Eksodus obywateli
Według danych Banku Światowego z dwudziestomilionowej Rumunii od wejścia kraju do Unii Europejskiej w 2007 r. w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy wyjechało od 3 do 5 mln obywateli. Średnia krajowa wynosi ledwie 520 euro (ok. 2,2 tys. zł) i należy do jednej z najniższych w całej UE. Teoretycznie rumuńska gospodarka rozwija się w imponującym tempie (6,9 proc. PKB w ub.r.), w rzeczywistości jednak wciąż zwiększają się dysproporcje pomiędzy najlepiej i najgorzej zarabiającymi, których najwięcej jest na rumuńskiej prowincji.
Protesty odbiły się w Rumunii szerokim echem, bo oliwy do ognia dolewali sami politycy, rządzący socjaldemokraci. Po brutalnej pacyfikacji Cristian Bîrdac, jeden z doradców rządu w randze sekretarza stanu, napisał, że demonstrantom „należały się nie armatki wodne, ale strzały” z ostrej amunicji. Jego wpis wywołał powszechne oburzenie i po kilku godzinach zniknął z mediów społecznościowych.
Protesty były kontynuowane również w sobotę, jednak tym razem nie doszło do starć. Według rumuńskich mediów policja w znacznie bardziej profesjonalny sposób zabezpieczała demonstrację niż dzień wcześniej i nie użyła siły. Wielkie protesty były również zapowiadane na niedzielę.
Politycy liberalizują prawo antykorupcyjne
Politycy rządzących socjaldemokratów z partii PSD zarzucają demonstrantom, że ich protesty są inspirowane przez opozycję, za którą ma stać prezydent Klaus Iohannis. Uchodzi on za najwyższego rangą w kraju polityka, który walczy z korupcją.
Długo nie chciał się zgodzić na odwołanie przez socjaldemokratów szefowej Narodowej Dyrekcji Antykorupcyjnej (DNA), za której rządów tylko w ubiegłym roku prokuratura skierowała do sądów akty oskarżenia wobec 713 urzędników i polityków za korupcję (wśród nich znalazło się 28 burmistrzów i jeden senator).
Tymczasem parlamentarzyści PSD w ostatnich miesiącach zliberalizowali prawo antykorupcyjne. W połowie czerwca w ciągu zaledwie dwóch dni przyjęli ponad 237 poprawek do ustawy antykorupcyjnej. Na zapoznanie się z nimi senatorowie mieli ledwie godzinę przed głosowaniem. Jedna z nich wprost uchyla zarzut korupcji dla urzędników, jeśli obwiniony na posadzie opłacanej ze środków publicznych zarabiał mniej niż 1,9 tys. lei (ok. 1,8 tys. zł). Kolejna zaś mówi o tym, że skazanemu za przestępstwo darowane jest dwie trzecie kary, jeśli skończył 60. rok życia. Obniżona została również maksymalna kara za korupcję – z siedmiu do pięciu lat.
Rumuni są przekonani, że wiele z nich zostało napisanych po to, by uchronić najważniejszych polityków w kraju przed więzieniem. W czerwcu skazano m.in. Liviu Dragneę, szefa PSD i przewodniczącego rumuńskiego senatu, który w rzeczywistości rządzi krajem. Na stanowisko premiera nie chciał go po wygranych wyborach powołać prezydent Iohannis ze względu na toczące się wówczas śledztwo. Sąd skazał w czerwcu Dragneę w pierwszej instancji na 3,5 roku więzienia za to, że w przeszłości pozwolił na zatrudnianie partyjnych sekretarek na fikcyjnych posadach w jednej z rządowych agencji.
Artykuł opublikowany w ramach współpracy medialnej EURACTIV.pl z Gazetą Wyborczą.