Do bardzo poważnych zamieszek doszło po proteście przeciwników nowych przeciwepidemicznych restrykcji w Rotterdamie. Część manifestantów niszczyła infrastrukturę miejską i podpalała samochody. Policja strzelała w powietrze. W czasie starć rannych zostało jednak siedem osób.
Protesty przeciw koronarestrykcjom trwają w Holandii od kilku tygodni. Dochodzi do nich głównie w Hadze, gdzie znajdują się siedziby instytucji rządowych. Demonstracje jednak wzmagają się wraz z zaostrzaniem restrykcji.
Od 13 listopada w Holandii obowiązuje już częściowy lockdown, który polega na skróceniu czasu pracy części sklepów, a także lokali gastronomicznych i niektórych punktów usługowych. Zakazane są także większe zgromadzenia prywatne a liczba gości jaką można naraz przyjąć w domu została zredukowana do czterech (nie licząc dzieci poniżej 12. roku życia).
Policjanci strzelali w Rotterdamie
Wczorajsza (19 listopada) manifestacja w Rotterdamie nie była jednak oficjalnie zgłoszona, a władze miasta nie wydały na nią stosownego zezwolenia, jakie muszą uzyskać organizatorzy wszystkich tego typu wydarzeń.
Tłum w portowych holenderskim mieście zebrał się na wieść o tym, że rząd planuje wprowadzić obowiązek okazywania covidowej przepustki przy wstępie do miejsc publicznych (np. lokali gastronomicznych), a także drugi rok z rzędu zakazać pokazów fajerwerków oraz dużych imprez pod gołym niebem w noc sylwestrową.
Spontaniczna manifestacja szybko jednak wymknęła się spod kontroli, a część zebranego tłumu (głównie młodzi mężczyźni) zaczęła demolować miejską infrastrukturę oraz podpalać ławki i przystanki autobusowe. Płonęły także samochody, w tym kilka radiowozów.
Przybyłe na miejsce oddziały policji atakowane zaś były kamieniami, butelkami oraz fajerwerkami. Funkcjonariusze używali wobec krewkich demonstrantów armatek wodnych, a także – co oficjalnie potwierdziła policja – użyto broni palnej, choć strzały miały być oddawane nie w demonstrantów, a w powietrze lub obok, aby ich przestraszyć.
Burmistrz Rotterdamu: To była orgia przemocy
Nie jest jasne czy policja użyła broni gładkolufowej (na tzw. gumowe kule) czy broni ostrej. Poinformowano jednak o tym, że w wyniku użycia broni dwie osoby zostały ranne. Policja przekonuje, że funkcjonariusze, którzy strzelali, zrobili to w obronie własnej i w obawie o własne życie, bo tłum atakował ich wściekle.
W sumie podczas wieczornych zamieszek w Rotterdamie poszkodowanych zostało siedem osób, a w tej liczbie są zarówno manifestanci, jak i funkcjonariusze policji oraz jeden relacjonujący zajścia dziennikarz. Zdementowano jednak krążące wczoraj plotki o tym, że ktoś miał podczas incydentu zginąć.
„Wandale stawiali barykady, podpalali pojazdy, atakowali funkcjonariuszy. Nie jestem zdziwiony, że policja użyła broni. Została zmuszona do samoobrony. To była orgia przemocy” – mówił burmistrz Rotterdamu Ahmed Aboutaleb na dzisiejszej (20 listopada) konferencji prasowej.
W sumie zatrzymanych zostało podczas zamieszek 20 osób. W mieście wprowadzono wczoraj także stan wyjątkowy i godzinę policyjną oraz zamknięto miejscowy dworzec kolejowy.
Policja w Holandii rzadko używa broni
Sprawa użycia przez policję broni jest dziś w Holandii szeroko komentowana, bo nie zdarza się to w tym kraju często. Ostatni raz policjanci strzelali podczas zamieszek w grudniu 2009 r. w portowym mieście Hoek van Holland nieopodal Rotterdamu.
Wówczas to 45-osobowy oddział policyjny, wezwany w związku z nielegalną i bardzo hałaśliwą imprezą nad brzegiem morza, został zaatakowany przez kilkusetosobową grupę agresywnych młodych mężczyzn (część z nich była futbolowymi pseudokibicami), którzy wcześniej niemal zlinczowali nieumundurowanego policjanta, który przybył na miejsce w pierwszym patrolu. Policjanci otworzyli ogień do agresorów. Od postrzału zginął 19-latek, a pięć innych osób zostało rannych.
Jeszcze wcześniejszy incydent miał zaś miejsce w 1999 r., gdy w zamieszki uliczne przerodziło się świętowanie przez kibiców Feyenoordu Rotterdam piłkarskiego mistrzostwa Holandii. Wtedy ranne zostały od policyjnych kul cztery osoby.
W związku z wczorajszymi wydarzeniami w Rotterdamie, organizatorzy zaplanowanej na dziś cotygodniowej sobotniej manifestacji przeciw obostrzeniom, jaka miała się odbyć w Hadze, odwołali ją.
Haskie manifestacje są oficjalnie zgłaszanymi zgromadzeniami, a ich organizatorzy mają na nie wszystkie potrzebne zezwolenia. Dwa tygodnie temu podczas manifestacji w Hadze doszło jednak do starć części demonstrantów z policją, ale nie były one tak brutalne jak w Rotterdamie.
IV fala pandemii w Holandii
Holandia mierzy się obecnie z bardzo poważną IV falą zakażeń koronawirusem. Nowych infekcji przybywa najszybciej od początku pandemii, a wczoraj padł dotychczasowy rekordy ich dobowej liczby – 23,5 tys.
Siedmiodniowa średnia dobowej liczby zakażeń na 100 tys. mieszkańców przekroczyła już w Holandii 100, co plasuje ten kraj na drugim miejscu w Unii Europejskiej. Gorsza sytuacja jest już tylko w Austrii, w której wskaźnik ten przekroczył 130, a służba zdrowia zaczyna się zawalać pod naporem chorych, co skłoniło władze w Wiedniu do wprowadzenia od najbliższego poniedziałku (22 listopada) ścisłego lockdownu dla wszystkich.