Oddziały rebeliantów z położonego na północy Etiopii Tigraju poinformowały, że od wczoraj (11 października) trwa przeciw nim nowa ofensywa wojsk rządowych. W lipcu armia rządowa została ze zbuntowanej prowincji wyparta.
Konflikt wewnętrzny w Etiopii trwa już od niemal roku. W listopadzie 2020 r. doszło bowiem do rozpadu rządzącej zróżnicowanym etnicznie krajem koalicji. Wywodzący się z etiopskiej północy Ludowy Front Wyzwolenia Tigraju opuścił rząd i zaczął się szykować do secesji regionu.
Premier Etiopii Abiy Ahmed Ali usiłował narzucić im nowe wojskowe władze na co Tigrajczycy zareagowali zbrojnym powstaniem. Wtedy rządowa armia wkroczyła do Tigraju i szybko rewoltę stłumiła, zajmując m.in. stolicę zbuntowanego regionu – Makale.
Okazało się jednak, że TPLF wycofał się jedynie taktycznie i po przegrupowaniu i dozbrojeniu ruszył do kontrofensywy. Pod koniec czerwca zaczęli wypierać wojska rządowe z Tigraju, a w lipcu to władze w Addis Abebie musiały prosić Tigrajczyków o rozejm.
Rząd w Addis Abebie nie potwierdza ofensywy
Teraz jednak wojska rządowe znów zaczęły ofensywę przeciw rebeliantom z północy. Rzecznik prasowy TPLF Getachew Reda przekazał, że ich pozycje „zostały zaatakowane na wszystkich frontach przez liczące kilkaset tysięcy osób regularne i nieregularne oddziały etiopskiej armii rządowej i sprzymierzone z nimi milicje z regionu Amhara”.
Reda poinformował, że w użyciu są zarówno samoloty bojowe i drony, jak i czołgi, wyrzutnie rakiet oraz inna artyleria. „Nie mamy innego wyjścia niż bronić swoich obywateli” – podkreślił rzecznik prasowy TPLF.
Z kolei władze centralne dotąd nie potwierdziły oficjalnie rozpoczęcia ofensywy, ale rzecznik premiera Abiya Ahmeda Billene Seyoum oświadczyła, że „rząd Etiopii będzie kontynuował działania przeciwko zniszczeniom, przemocy i morderstwom dokonywanym przez TPLF w Amharze i innych regionach”. Tigrajscy partyzanci na krótko bowiem w sierpniu zajęli kilka miejscowości w sąsiednim regionie Amhara.
Formalnie władze centralne uznają TPLF za organizację terrorystyczną i swoich działań zbrojnych przeciw tigrajskiej partyzantce nie traktują jako wojny domowej, ale „operację antyterrorystyczną” i przekonują, że to one bronią mieszkających w Tigraju cywilów.
Sytuacja w Tigraju trudna do oceny
Z powodu braku w rejonie walk korespondentów zagranicznych mediów oraz niezależnych obserwatorów, a także nałożonej na Tigraj przez Addis Abebę blokady telekomunikacyjnej, zweryfikowanie informacje o toczących się walkach jest praktycznie niemożliwe.
Do tej pory konflikt zbrojny w Tigraju kosztował życie co najmniej kilku tysięcy osób (dokładniejsze szacunki nie są znane), a swoje domy musiał już opuścić ponad 1 mln Tigrajczyków, a także około 250 tys. osób w sąsiednich regionach Amhara i Afar.
ONZ alarmuje, że północy regionu grozi klęska głodu, a rząd w Addis Abebie jest oskarżany o to, że blokuje dostarczanie pomocy humanitarnej na kontrolowane przez rebeliantów tereny, aby w ten sposób złamać opór Tigrajczyków.
Premier Abiy Ahmed – laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 2019 r. za doprowadzenie do zakończenia wieloletniej wojny z Erytreą – zaprzecza jednak powyższym zarzutom.