Belgijskie władze federalne zdecydowały o poluzowaniu przeciwepidemicznych obostrzeń, choć liczba nowych zakażeń w ostatnich dniach znów mocno rośnie. „Musimy wrócić do normalnego życia” – powiedziała premier Belgii.
W chwili, gdy Wielka Brytania w odpowiedzi na ponowny wzrost liczby nowych zakażeń przywraca część przeciwepidemicznych obostrzeń, Belgia robi odwrotnie – restrykcje luzuje.
Maseczki obowiązkowe tylko tam, gdzie jest tłum
Nowe przepisy mają obowiązywać od 1 października. Jak poinformowała szefowa belgijskiego rządu federalnego Sophie Wilmès, w przyszłym miesiącu zakrywanie ust i nosa będzie obowiązkowe jedynie w zatłoczonych miejscach na dworze, w których nie da się utrzymywać mierzącego przynajmniej 1,5 metra dystansu społecznego.
W praktyce oznacza to, że maseczki trzeba będzie nosić głównie w komunikacji publicznej i sklepach. Tymczasem dotąd nakaz ten dotyczył każdej sytuacji na świeżym powietrzu. Wprowadzono go w sierpniu, gdy wykryto kilka dużych ognisk koronawirusa związanych z wakacyjną aktywnością.
Kolejna zmiana dotyczy długości obowiązkowej kwarantanny. Obecnie osoby przybywające z tzw. czerwonych stref (czyli miejsc, gdzie zakażeń jest więcej) muszą spędzić w samoizolacji co najmniej 14 dni. Czerwone strefy obejmują niektóre regiony w samej Belgii, ale także w sąsiednich Francji i Holandii, a także w Hiszpanii.
Wymóg odbycia dwutygodniowej kwarantanny dotyczy także ludzi, którzy mieli bliski kontakt z osobami, które są zakażone koronawirusem SARS-COV-2. Ale od początku października część Belgów powracających z „czerwonych stref” oraz mających kontakt z osobami zakażonymi będzie mogła skorzystać ze skróconej – tylko 7-dniowej kwarantanny.
Skrócona samoizolacja będzie jednak dotyczyć tylko tych, którzy przez trzy pierwsze dni nie będą mieć żadnych objawów, a przed upływem siódmego dnia kwarantanny uzyskają negatywny wynik testu na obecność koronawirusa w organizmie.
Łatwiejsze spotkania rodzinne
Rząd rezygnuje także z obowiązku utrzymywania tzw. baniek społecznych. Dotąd Belgowie mogli pozostawać w bliskim kontakcie tylko z osobami ze swojego gospodarstwa domowego. Teraz będą mogli bez noszenia maseczek i utrzymywania 1,5-metrowego dystansu spotykać z miesięcznie z pięcioma innymi osobami.
Natomiast maksymalna liczba uczestników rodzinnego przyjęcia nie może przekroczyć 10 osób. Rząd apeluje też, aby w kontaktach z osobami spoza gospodarstwa domowego nosić maseczki albo utrzymywać dystans społeczny.
„Można się spotykać z wszystkimi pod warunkiem, że utrzymuje się dystans. Jeśli jest to niemożliwe, trzeba mieć maseczkę. Spotykanie się z ponad 10 osobami jednocześnie, nie wliczając w to dzieci, nie jest jednak możliwe” – mówiła premier Wilmès po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, w skład której wchodzą przedstawiciele rządu federalnego i władz regionalnych.
Wilmès zastrzegła jednak, że jeśli sytuacja epidemiczna w Belgii znacząco się pogorszy, to możliwe jest ograniczenie spotkań bez zabezpieczeń do tylko jednej osoby spoza gospodarstwa domowego na miesiąc. Możliwe będzie jednak organizowanie większych wydarzeń publicznych – z udziałem do 200 osób w pomieszczeniu i do 400 osób na wolnym powietrzu.
Mieszane opinie ekspertów
Decyzję rządu federalnego pochwalił zabiegający już od dłuższego czasu o liberalizację restrykcji były minister spraw wewnętrznych, a obecnie premier Flandrii Jan Jambon. „Nie ma sensu wciąż egzekwować obostrzenia, które są bezużyteczne albo nie można ich w żaden sposób kontrolować” – napisał na Twitterze.
Ale wśród ekspertów medycznych zdania są podzielone. „To nie jest czas na rozluźnianie restrykcji. Na tych, którzy na to pozwalają, ciąży wielka odpowiedzialność” – przestrzegał w publicznej niderlandzkojęzycznej telewizji VRT epidemiolog prof. Marc Van Ranst.
Ostatnie dni przyniosły bowiem w Belgii wyraźny wzrost liczby nowych infekcji koronawirusem. Zakażeń jest wyraźnie więcej już od końca lipca, ale od połowy września znów notowanych jest więcej niż 1 tys. nowych przypadków dziennie.
W ostatnich dniach zdarzyło się nawet, że było to ponad 2 tys. infekcji, co zbliża już Belgię do rekordowych wyników (prawie 2,5 tys. infekcji dziennie) z połowy kwietnia. Do tej pory w liczącym niespełna 11,5 mln mieszkańców kraju stwierdzono prawie 107 tys. infekcji i prawie 10 tys. zgonów.
Wysoka, niemal 10-procentowa belgijska śmiertelność z powodu choroby COVID-19 należy do najwyższych na świecie. To skutek między innymi tego, że koronawirus mocno zaatakował belgijskie domy opieki nad osobami starszymi.
Coraz więcej zakażonych młodych ludzi
To właśnie osoby powyżej 70. roku życia stanowią największą grupę zakażających się w Belgii koronawirusem osób, to one też najczęściej z tego powodu umierają. Ale w ostatnich tygodniach rośnie liczba zakażeń wśród najmłodszych Belgów, czyli osób pomiędzy 10. a 20. rokiem życia.
Jak informował na rządowej konferencji prasowej wirusolog prof. Steven Van Gucht, „wyraźnie widać, że przeciętna nowa zainfekowana osoba to 18-latek, który nie przestrzegał obostrzeń i spotykał się z dużą liczbą swoich rówieśników bez zachowania środków ostrożności’.
Dlatego federalna minister zdrowia Maggie de Block broniła rządowej decyzji o poluzowania obostrzeń podobnymi argumentami co flandryjski premier Jambon. „Nie ma sensu utrzymywać surowych obostrzeń, których ludzie nie przestrzegają. Zamiast tego stawiamy na lepsze egzekwowanie pozostałych reguł” – powiedziała.