W turystycznej miejscowości Sankt Wolfgang w graniczącej z niemiecką Bawarią Górnej Austrii wykryto infekcje koronawirusem u pracowników kilku hoteli i restauracji. Lokalne władze natychmiast zarządziły masowe testy personelu. Nie chcą bowiem powtórzyć błędów innego austriackiego kurortu – Ischgl w Tyrolu.
Zakażenie koronawirusem odnotowano najpierw u pracowników siedmiu hoteli lub pensjonatów, w dwóch miejscowych barach oraz w jednej pizzerii. Natychmiast zarządzono masowe testowanie całego personelu tych placówek. Dotąd potwierdzono już 53 zakażenia.
Dlatego postanowiono rozszerzyć testowanie i przebadać pracowników wszystkich hoteli, lokali gastronomicznych oraz biur turystycznych, a także część mieszkańców oraz turystów. Burmistrz Sankt Wolfgang Franz Eisl stwierdził, że sytuacja jest poważna, ale też wyrażał nadzieję, że szybko uda się ją opanować, a błyskawiczna reakcja pomoże ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa w okolicy.
Władze Sankt Wolfgang nie chcą bowiem powtórzyć błędów władz Ischgl w Tyrolu, czyli jednego z najpopularniejszych w Austrii zimowych kurortów, nazywanego też „alpejską Ibizą” z powodu bogatej tzw. oferty après-ski, czyli z wielu barów, restauracji, dyskotek czy klubów nocnych.
Przypadek Ischgl
Na przełomie lutego i marca w Ischgl doszło do wielu zakażeń wśród turystów z wielu krajów europejskich, a także z innych kontynentów. Źródłem zakażeń była prawdopodobnie jedna z restauracji, ponieważ pracujący tam barman spotykał się wcześniej z przyjaciółmi, którzy wrócili z Chin.
Już na początku marca władze Ischgl zostały ostrzeżone, że w ich miasteczku może trwać epidemia koronawirusa przez władze Islandii. Infekcję wykryto bowiem u grupy Islandczyków, którzy wracali z Austrii. Później podobne ostrzeżenia przekazywali też Duńczycy i Szwedzi.
Ale władze Ischgl, a także kraju związkowego Tyrol zlekceważyły te ostrzeżenia. Restauracje i wyciągi narciarskie działały normalnie jeszcze przez kilka kolejnych dni. Nie podjęto także działań w celu ustalenia źródła zakażeń.
Gdy w końcu władze kurortu zareagowały, koronawirus zdążył się już rozprzestrzenić, a zakażeni turyści wracali niczego nieświadomi do swoich krajów. Dlatego w kwietniu ponad 5 tys. osób z różnych krajów (najwięcej Niemców i Skandynawów) postanowiło złożyć pozew przeciw władzom Ischgl.
Uznano bowiem, że zlekceważyły one ostrzeżenie i próbowały np. przekonywać, że Islandczycy zakazili się podczas przesiadki na lotnisku w Monachium lub od obywatela Włoch, który także leciał do Reykyaviku, ponieważ nie chciały zamykać prewencyjnie kurortu, aby nie tracić zysków.
Tymczasem Ischgl okazało się być jednym z głównych ognisk koronawirusa w Europie na początku pandemii, którego wpływ na rozprzestrzenianie się nowego patogenu na Starym Kontynencie był niemal tak duży jak w przypadku miasteczek we włoskiej Lombardii.
W czerwcu badania przesiewowe wśród mieszkańców Ischgl wskazały, że kontakt z koronawirusem SARS-CoV-2 miało 42 proc. z nich. Ilu turystów się wówczas zakaziło zapewne nigdy się nie dowiemy.
Niebezpieczny „piwny pingpong”
Dlatego teraz władze Sankt Wolfgang starają się działać szybko i podejmując czasem restrykcyjne kroki. Do mieszkańców i turystów wystosowano apel, aby bez wyraźnej potrzeby nie wychodzili z mieszkań lub pokojów hotelowych. Ale to na razie tylko zalecenie.
Obowiązkowa jest natomiast „godzina policyjna” po 23:00. Do tej godziny muszą zostać zamknięte wszystkie bary, restauracje czy inne lokalne gastronomiczne, a mieszkańcy i turyście muszą już być w domach.
W Ischgl największym źródłem zakażeń okazały się bowiem pełne ludzi dyskoteki i kluby nocne, gdzie koronawirus miał znakomite warunki do przenoszenia się. Wiele osób zaraziło się np. grając w tzw. piwnego pingponga (beer-ponga).
To uprawiana zwykle nieoficjalnie knajpiana gra towarzyska polegająca na próbie trafienia piłeczką pingpongową do ustawionych na stole kufli lub szklanek z piwem czy jakimś innym alkoholem. W przypadku trafienia – przeciwna drużyna musi wypić zawartość naczynia. Jeśli trafi się przypadkowo do własnego (tzw. gol samobójczy) – alkohol trzeba wypić samemu.
W przypadku tej gry, o ile naczyniami są zwykle jednorazowe plastikowe lub tekturowe kubki, o tyle piłeczka zwykle jest jedna, a gracze podają ją sobie. Przechodząc z rąk do rąk i lądując w kolejnych kubkach z piwem czy drinkiem piłeczka okazała się znakomitym wehikułem dla koronawirusa.
Władze Sankt Wolfgang liczą, że ograniczając działanie lokali gastronomicznych oraz masowo testując ludzi i odsyłając zakażonych na obowiązkowe kwarantanny, szybko ograniczą rozwój nowego ogniska pandemii. To pozwoliłoby nie sięgać po ostrzejsze kroki, takie jak zamykanie całego kurortu w środku najtrudniejszego od bardzo wielu lat sezonu turystycznego.